piątek, 19 czerwca 2015

Urlop tzw. macierzyński




Chciałam dziś zrobić botwinkę w  Thermo. Rankiem ruszyłam na zakupy. W drzwiach od klatki: 
- Mamoooo chce okulary! Słonko jest! 
Słonko jest, okulary też tyle ze na drugim piętrze... zostawiamy wózek, Kluska na ręce (jednej bo druga asekuruje Zo, która na drugie piętro wejdzie SAMA, cóż ze zajmie to jakieś 10 minut.. Jesteśmy na górze, są okulary. Wychodzimy. Oj, nie tak prędko zdaje się sygnalizować płaczem Kluska.: czas na mleko! Jemy. Zosia na szczęście bawi się lego. Po 20 minutach wychodzimy. Znów Kluska na ręce, Zosia za rękę i mamy wózek. No nic ze nie zrobili nam podjazdu. Chętnie coś zniosę. Zawsze to jakiś trening dla figury młodej matki 

Chciałam ugotować botwinkę. Zosia utulona, śpi po pięciu kołysankach. Kluska wyczuła szansę. Jest zdecydowana i grozi: Albo mnie poprzytulasz albo ani Zosia nie pośpi, ani Ty nic nie zrobisz. Będę ryczeć! 
Wie czego chce, śpi jak aniołek na cycu 
😊

Poza prozą dnia codziennego, od dziś oduczamy Zo od pampersa. Za nami jedne mokre spodnie, jedne majtki, karton domek i kanapa. Pozdrawiamy z frontu (tak na wypadek gdybyście się zastanawiali czy jeszcze żyjemy).

 Jedno dziecko to Pikuś. Róbcie drugie, gwarantuje ze będzie dużo ciekawiej 
😁

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pages - Menu