Już po! Na początku muszę przyznać, że zdecydowanie nie jest łatwo balować do trzeciej nad ranem będąc matką. Nie ma jak odespać ;-) Ale po kolei.
Matka wyszła za mąż i zaraz będzie tydzień jak jest żoną! No, "prawie żoną" to matka była już od kilku lat, więc jakoś tam sobie z tą sytuacją radzi :D
Jak było w dniu ślubu? Jednym słowem- ekstra! Udało się wszystko. Prawie spóźniliśmy się do Kościoła, bo pół godziny wcześniej rozpętała się burza z gradem. Na szczęście udało mi się dobiec do domu i nie zmoknąć :) Do Kościoła jechałam w trampkach, różowe szpilki zakładałam w Kościele. Ksiądz na Mszy opowiadał kawały. Łezka w oku zakręciła się nam podczas przysięgi. Zosia usypiała na rękach u niezawodnej cioci Edyci i trochę u wujka Strażaka. Dzięki Kochani!
I chociaż salę na przyjęcie zmieniłam trzy dni przed, muszę powiedzieć, ze to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć! Tańcowaliśmy do trzeciej nad ranem. Sprawdziła się własnoręcznie przygotowana księga gości, pompony z papieru, a po przemówieniu i piosence dla rodziców chyba wszyscy płakali. Nad Jeziorem Kortowskim zrobiliśmy mnóstwo zdjęć.
Zosia zapytana teraz jak bawiła się na przyjęciu? Tańcuje z uśmiechem i klaska bez opamiętania :D
W miesiąc zorganizowałam wszystko tak jak chciałam. To był cudowny dzień! Nie udałby się jednak bez pomocy wielu osób. Dziękuję:
Mamie - za pomoc przy Zosi,
Pani Ani Szymańskiej- za ekstra fryzurę,
Kamili Szymańskiej- za śliczny makijaż,
Kwiaciarni Impresja- za kwiaty i dekoracje,
Restauracji Przystań Kortowska- za wspaniałe przyjęcie,
Jolantabt.pl - za cudne zdjęcia :)
To był dzień po mojemu. Od sukienki, kokardy w kropki przy wiązance, Adele śpiewającej pierwszą piosenkę, po przystojnego męża w granatowym garniturze :) Nawet teściowa pogratulowała nam przyjęcia :D
To był piękny dzień. I tak na koniec, sobie przypominam słowa Alana z czwartej części Kac Vegas: Never change. Never. Ever ;)