środa, 25 lutego 2015

Klub Malucha






2.02.2015 rok- pamiętna data, powiedział Pan Tata. Dodał jeszcze, że mu smutno po tym co usłyszał. Smutna też była babcia, która przez Skype, pytała jeszcze lekko zaczerwienioną od płaczu, a może już od zimna Zosię:
- Moja Malutka, płakałaś? Byłaś smutna? Babcia Cię kocha, nasza Słodka.


No widać, od razu, że oni nie czytali zbyt wiele porad jak przeżyć pierwsze dni w żłobku. Ewidentnie nie czytali. Matka czytała, Zosia czytała "Wspaniały dzień w przedszkolu". Nie na wiele się to jednak zdało... Ale od początku.

W pierwotnym planie mała Zosia miała uczęszczać do miejskiego żłobka w Olsztynie już od 15 miesiąca życia. Matka wiedziała, że wraca do pracy, a Zo idzie do żłobka. Poczytała, poszukała, dostała się jakoś, Zosia figurowała na liście szczęśliwców. Zanim jednak nastał wrzesień, Matka pracowała, a Zosią zajmowała się babcia. Babcia to jednak babcia- obeszło się bez płaczu. Chyba nawet po jakimś czasie to Matka chciała płakać z zazdrości, że Zo tak bardzo przywiązana jest do Babci. Kiedy mieliśmy kompletować wyprawkę okazało się, że czeka nas przeprowadzka do Poznania, a Zosia zostanie starszą siostrą. Żłobek poszedł w zapomnienie, brzuch rósł, a kartony powolutku znikały z widoku...

Szybko zleciało prawie pół roku w nowym mieście. Niestety pora roku nie sprzyja nawiązywaniu nowych znajomości na placu zabaw czy w piaskownicy.  Zosia stała się przez ten czas bardzo rezolutną, radosną, ciągle coś mówiącą dziewczynką. I cycem Mamy... W Święta nawet ukochana babcia i ciocia Adzia nie były tak fajne jak mama.

- Mamo!! Mamoooo! Mamo!
- Mamo wstać! Mamo choć!
- Z mamą, mama tu, Zosia tu! Czytamy :)
A Mama rośnie w siłę, brzuch coraz większy, siły mniej, a Ola już zaraz będzie obok. Myśl o tym jak to będzie kiedy w domu pojawi się kolejny Bobas zaczęła Matkę przerażać.

I właśnie wtedy postanowiliśmy poszukać Klubu Malucha. Po to aby Zosia miała kontakt z rówieśnikami. Jak piszą w mądrych książkach o rozwoju psychologicznym dziecka, dwulatek potrzebuje kontaktu  z innymi dziećmi. Uczy się interakcji, nawiązuje relacje w grupie, uczy się dzielić, szybciej się rozwija dzięki obserwacji innych dzieci.

Oczywiście, z drugiej strony, na forach piszą też matki stuprocentowe: "Oczywiście,  dzieci potrzebują kontaktu ale z matką. A nie jakiś żłobek. Wtedy dziecko jest odrzucone. No ale jakoś trzeba sobie tłumaczyć, że się je zostawia, co nie?". Ech...

W styczniu chodziłyśmy razem. Zosia nie bardzo bawiła się z innymi dziećmi. Raczej obok. Była jednak zaciekawiona nowym miejscem i w domu chętnie powtarzała zabawy z klubu. Coraz więcej opowiadała o podróży tramwajem, dzieciach i cioci Asi. Jednak wtedy Matka była obok.

Pierwszy tydzień nie był łatwy ani dla Matki, ani dla Zosi. Nie wiem, która bardziej płakała-  jedna głośno, podobno z przerwami; druga cichutko, w ukryciu. Przetrwałyśmy. W piątek Zosia nawet przybiegła uśmiechnięta i od razu opowiadała, że był spacel i zupa! Zupa mama! Zupa! Doooobla! Kamień spadł Matce z serca. 

W sobotę, jak już wiecie, pojawiła się gorączka i po tygodniu adaptacyjnym mieliśmy dwa tygodnie chorowania. Ale! Moi Drodzy! Od poniedziałku znów chodzimy do Klubu i powiem Wam, że jest super :D Zosia,co prawda, rano jeszcze trochę popłakuje ale potem już bawi się z dziećmi i kiedy po  nią przychodzę jest zadowolona. Opowiada co robiła, w domu tańczy i śpiewa jeszcze więcej :) Wraz z coraz częstszym  uśmiechem na buzi Zo, obawy Matki o słuszności podjętej decyzji stają się coraz rzadsze. Trzymajcie za nas kciuki!

niedziela, 22 lutego 2015

Kochanie, mama musi jednak wziąć jeden dzień wolnego...







- Kochanie, mama musi wziąć jednak jeden dzień wolnego - która z Was nie śmiała się oglądając reklamę jakiegoś tam środka  na przeziębienie, kiedy mała księżniczka z wrażenia upuszcza na podłogę swoją różdżkę? Ja nawet rechotałam! 

Matka już się nie śmieje, nawet nie uśmiecha. Mała Zosia nie ma co prawda różdżki i upuszczając ją nie trafiła ostrym końcem w oko matki, nie,  ale przez ostatnie dwa tygodnie opanowała taktykę wymuszania płaczem do perfekcji. I nauczyła się jeszcze całkowicie przyklejać do Matki. Matki, która drugie dziecko nosi w brzuchu bezustannie. Na brzuchu, jak się okazało, było jeszcze duuuużo miejsca dla Zosi. 


Do tej pory gdy ktoś mówił matce, że jego dziecko jest chore nie brała tego jakoś bardzo do siebie. Współczuła, oczywiście, ale dziś wie, że nie tak bardzo jak powinna! To była pierwsza nasza choroba w życiu. Zosia z gorączką, jak tykająca bomba, która nie znosi sprzeciwu i płacze o byle co, całymi dniami przyklejona do matki. Do tego znudzona wszystkim co ją otacza. Kaszląca w nocy, pod nadzorem czuwającej matki oczywiście, bojącej się, że Mała udusi się tym, co próbuje wykasłać. 

Do tego wszystkiego, Matka również postanowiła pochorować. Trzy dni cierpiała katusze próbując połknąć ślinę. Poddała się po kolejnej bezsennej nocy i zjadła antybiotyk. Ostatnie dwa tygodnie zepsuły wychowawcze starania Matki i wie, że to się na niej zemści. Chcąc wypić choć raz dziennie ciepłą herbatę, albo pomęczyć zupę przez słomkę pozwalała oglądać Zo filmiki na YouTube, włączała bajki na Disney Junior i dawała Kinder jajka. Zosia była zachwycona :) Tylko teraz chce tak mieć nadal. Najbardziej nieedukacyjny tydzień za nami. Przed nami powrót do dawnych zasad. Bolesny, jak już widzę. No ale, mam już siłę do walki- angina zwalczona! Siła się przyda, bo od poniedziałku wracamy do Klubu Malucha. Będzie ciężko.


 Gdyby nie Babcia HERO- matka umarłaby chyba już  w zeszły worek. 

Tak, Babcia uratowała sytuację. Bo jak byście nie wiedzieli, najlepiej choruje się mając obok mamę. Wiedziała o tym Zosia nie odstępująca mnie na krok, wiem o tym i ja, której mama przyjechała bez zastanowienia z Niemiec. Przez tydzień gotowała, piła z Zosią caffe 20 razy dziennie z plastikowej, różowej filiżanki, wyprowadzała psa i "w wolnych" (jak to sama nazwała) chwilach myła jeszcze okna i prasowała.... Kto ma szczęście mieć obok siebie mamę wie, że jej nic nie zastąpi. 


Pages - Menu