czwartek, 26 listopada 2015

Powietrza!




O w d...pe! Jak ja szybko potrafię chodzić! Jak łatwo się idzie nie trzymając nikogo za rękę i nie pchając wózka! Jak przyjemny potrafi być wiatr. Muszę zacząć biegać! O w d..pe! Ja słyszę własne myśli!!! Zdecydowanie, muszę zacząć biegać!- pomyślała dziś Matka spacerując z psem. Jezu, jakie to było przyjemne, mimo ostrzeżeń meteorologów o wichurach. Nie wiem, kto kogo trzymał przy ziemi- ja Mańka, czy Maniek mnie ale daliśmy radę :-)

Muszę zacząć biegać żeby mieć pretekst do wyjścia.  Przynajmniej nie po to żeby schudnąć, bo na to najlepszą metodą znów okazało się karmienie piersią. Ma się to szczęście! Muszę zacząć biegać, żeby usłyszeć własne ja.

Pewnie zastanawialiście się, gdzie się podziewamy przez ostatnie tygodnie? Co się u nas dzieje, że tu tak cicho? Dlaczego nic nie donosimy z frontu? Wciągnęło nas prawdziwe życie. Codzienne życie matki z dwójką małych dzieci. Dodajmy jeszcze szczegół, ale w tej historii najważniejszy- życie matki z dwójką małych dzieci JESIENIĄ.

Takie tam życie, w którym po miesiącu kataru przychodzi tydzień czterdziestostopniowej gorączki. Gorączki, która mija  dopiero po kilku dniach i podaniu antybiotyku. Takie tam życie, w którym pani pediatra na NFZ każe półrocznemu dziecku wykrztusić zalegającą od kilku tygodni flegmę bez leków- bo przecież jest na cycu to sobie poradzi. Takie życie,  w którym dopiero lekarz na wizycie prywatnej stwierdza zapalenie oskrzeli  u Młodszej i zapalenie uszu u starszej. Życie między gorączką, antybiotykiem w strzykawce, z którą biegasz po domu, wymiotowaniem od kaszlu, płaczem od zmęczenia, inhalacjami i próbami wciśnięcia kropli do uszu.... I tylko telefon i bajki. I wieczne: NIEEEEE! Inne to życie od tego z cukierkowych blogów parentingowych. I pewnie nie chce Wam się o nim czytać...

Wciągnęło nas życie w kolejkach do lekarza. W kolejkach, w których stoją matki dzieci bez blogów, ba! bez Internetu zapewne. Za to ze sznurówką w szlufkach, zamiast paska..... I one nie wrzucą do swych postów pięknych zdjęć ze swoich katalogowych domów, a ich dzieci nie będą biegały w ubrankach od polskich projektantów, ich dzieci nie mają na sobie zapewne nawet ubranek z sieciówek,.. I ja i one stojąc w tych kolejkach miałyśmy łzy w oczach. I tysiąc myśli w głowie.,

Tego posta piszę od kilku tygodni, Od kilku tygodni jestem pielęgniarką, służącą, nosidełkiem, czasoumilaczem, kucharką według upodobań... Tylko sobą nie jestem. 

Podobno dziecko chodzące pierwszy rok do przedszkola może chorować jedenaście razy... Podobno to normalne... Moje chorują do potęgi drugiej.  Trzy przeziębienia w dwa miesiące. Gonimy statystkę. Idziemy na rekord.

piątek, 4 września 2015

Bo jak nie my to kto?






Miałyśmy na dzisiaj termin w poradni rehabilitacyjnej. Niby nic. Zwyczajnie, po trzech miesiącach od wystawienia skierowania przyszła na nas kolej. Ubrana, nakarmiona, względnie zadowolona - sprawnie nam idzie, pomyślałam. Oj, nie będzie tak łatwo- zdawał się szeptać los. 

Pierwsza zmiana planów- kupa. Czas na zmianę pampersa. Odnośnie czasu, to biegł zupełnie nie poruszony. Szybko, szybko. Musimy jeszcze jechać po Zosię. Jak to?- zapytałaby Ola gdyby już umiała mówić. Jestem głodna!!!!!!!!!!!!!!! Cóż z tego, że przed  zrobieniem kupy zjadłaś dwa cyce! Trudno, wciskam butlę. Bez mrugnięcia okiem wciągnęła jeszcze 125ml mleka. (Pani poznańska Laktatorko z wąsem- to ten moment kiedy dostajesz bezdechu. To ten moment, kiedy chcesz mi powiedzieć, że moje dziecko jest stracone, bo zjadło sztuczną mieszankę. Daj żyć kobieto! Gdybyś widziała jej uśmiech :)) Pampers suchy, brzuszek pełny, wciskamy się do fotelika. I trach! Matka przed oczami ma tylko czarną plamę. Oj, dawno o tym zapomniałam. Właśnie wyskoczył mi dysk. Pamiątka po pierwszej ciąży. Pojawiła się razem z obitym czołem po omdleniu w łazience. Tym razem jeszcze stoję.... Pytanie tylko jak ja upchnę Olę do fotelika bez schylania???  Nie pytajcie jakie ja wygibasy uskuteczniłam, ale się udało.

Ruszamy. Kolejne zaskoczenie na dworze- deszcz. Dobrze, że mamy koc. Babcia już dawno się martwi, że od deszczu będziesz miała piegi droga Olu! Przypięcie fotelika, odpięcie fotelika, jakieś 15 kg na bica (przecież nie zostawię dziecka w aucie), szybka rozmowa z Panią, zmiana kapci na buty, kurtka zapięta pod szyje i już prawie znów jesteśmy w aucie. 
- Moje audi! Moje audi!! - Zosia pieje z zachwytu na cały parking. 
Klik- jeden fotelik jest. Klik- drugi fotelik jest. Ufff, jedziemy do przychodni! 

U lekarza, jak u lekarza na NFZ. Niby masz termin na 12.15, a powinieneś się cieszyć, że wchodzisz już o 13.30. Weź to tylko wytłumacz znudzonej dwulatce! Sytuację trochę ratują czekoladowe cukierki i ciasteczka w kształcie literek ( w tym momencie kręcą głową wszystkie ortodoksyjne matki- nienawidzące czekolady). 
- Kochani zapraszam do tańc! Ja jeden palec mam, ja jeden palec mam i pięknie nim gram! - śpiewa Zosia i tańczy z  Miką. Kto by pomyślał, że chodzi do przedszkola dopiero tydzień. 

Wchodzimy. Pani doktor bada Olę, ja staram się jej słuchać, a Zosia w tym czasie rehabilituje misia. Właściwie chyba idzie z nim na spacer, bo słysze tylko jak mu tłumaczy:
- Nie misiu, za rączkę. Po chodniku idziemy. Rozglądamy się, nic nie jedzie? Idziemy.

Pani doktor bada Olkę i wysyła nas na piętro do fizjoterapeutki. Spoko. O, winda nie działa. No nic, jakoś wleziemy na górę. Moje plecy... Dam radę. To tylko fotelik z Olką, torba i kurtki. A druga ręka dla Zosi. Damy radę. Jakiś czas później mamy termin rehabilitacji. Hurrrrrra! Jedziemy do domu!

Mijamy wszystkich, którzy nadal czekają. Niby tacy jak my, tylko układ sił inny. Bo jakoś dziwinie na jedno dziecko, torbę i fotelik przypada najczęściej dwoje rodziców, albo przynajmniej mama i babcia....

Zanim jeszcze doszłyśmy do auta Zosia zażyczyła sobie frytki, a Olka mleka. Wiecie, ze na tylniej kanapie w Audi mieści się duży fotelik z Zosią, ze trzy zabawki, kocyk, fotelik Oli i jeszcze ja? I da tam jeszcze radę karmić piersią. Młodsza je, starsza czeka na frytki i śpiewa "Kamień z napisem LOVE". Dzięki Edek za płytkę! Jest niezastąpiona kiedy płaczą obie. Robię głośniej i nic nie słychać :) a ja śpiewam razem z Enejem :P Co do płaczu, to mam już trochę dość i łzy na poczekaniu. Dzwonię do mamy, potem do męża- chce im opowiedzieć o tym torze przeszkód i usłyszeć, że fajnie, że dałam radę sama....
- och Iza, ja też z Wami jezdziłam po lekarzach... a u mnie pogoda ładna, a głoda jestem jak nie wiem...- tyle mama.
- aha, dzięki za informacje. Dobrze, że wszytko ok- tyle powiedział Pan Dyrektor Tata. Czy on w ogóle słyszał co ja mówiłam?

----

Jakiś czas później parkujemy nasze auto. Leje. Olka śpi, a my z Zo zajadamy się frytkami z maca. Jedna łezka jakoś wycisnęła się z oka. Chyba nie wiedziała, że przy dzieciach się nie płacze...

- Mamusiu, kkocham Cię! jesteś wspanialsza na świecie, wiesz?- słyszę nagle. -A Zosia jest bardzo mądra, bardzo ładna i wyjątkowa!- kontynuuje mój mały loczek, powtarzając słowa, które słyszy ode mnie każdego wieczoru. 

Ocieram łzę i z uśmmiechem taszczę moją ekipę do domu. Damy radę! Bo jak nie my, to kto?





wtorek, 23 czerwca 2015

Tata





Pamiętam jak co rano budziłeś nas do szkoły śpiewając autorską piosenkę:
- Już pora wstać, do szkoły trzeba gnać! Ja tu trąbię pół godziny, a wy śpicie łobuziny! 
Pamiętam jak zimą, wieczorami, grzałeś nam kołdry na piecu kaflowym i przykrywałeś nas tak żebyśmy spokojnie spali. Jak rano odśnieżałeś całą drogę do szkolnego autobusu, a później ciągnąłeś nas na przystanek, na sankach. Jak uczyłeś mnie pływać, co umiałam już mając pięć lat. 

Pamiętam, jak przywoziłeś z pracy książeczki z wierszykami, które potem wpisywałam koleżankom do pamiętników. I jak razem uczyliśmy się tabliczki mnożenia. Siedem jedynek i ósma piątka :)  Pamiętam jak uczyłeś mnie matematyki na szkolne konkursy. To dzięki Tobie, później zawsze miałam piątki. 

To właśnie on pojechał ze mną składać papiery do liceum, a cztery lata później odczytywał z tablicy wyniki matury. Tata- bezsprzecznie bohater mojego dzieciństwa. Od zawsze zakochana w nim córeczka tatusia. To po nim mam tyle energii i optymizmu. I to dzięki niemu zawsze wierzyłam w siebie i wiedziałam, że mogę spełniać marzenia. Dzięki niemu  wiedziałam, że jestem bezpieczna, że zawsze mam kogoś na kogo mogę liczyć. 

Wiem, że nie mogłeś inaczej. Jakieś piętnaście lat temu podjąłeś chyba najtrudniejszą decyzję życia. Decyzję, której pewnie żałujesz do dzisiaj. Wyjechałeś do pracy po to abyśmy mieli lepiej... 
Tego jak tęskniliśmy nie wie nikt...

Dziś kiedy mam prawie trzydzieści lat tęsknię za Tatą z dzieciństwa. Widzę go w Tobie kiedy przytulasz moje dziewczyny i masz łzy w oczach, kiedy uczysz Zosię jazdy na rowerze, kiedy montujesz jej huśtawkę, bo wiesz że ona uwielbia się bujać. 

W Dniu Ojca dziękuję Ci Tato za wspaniałe dzieciństwo. W Dniu Ojca myślę o tym, że chcę aby moje dzieci miały takiego tatę. Żałuję tylko, że jesteś tak daleko...








piątek, 19 czerwca 2015

Urlop tzw. macierzyński




Chciałam dziś zrobić botwinkę w  Thermo. Rankiem ruszyłam na zakupy. W drzwiach od klatki: 
- Mamoooo chce okulary! Słonko jest! 
Słonko jest, okulary też tyle ze na drugim piętrze... zostawiamy wózek, Kluska na ręce (jednej bo druga asekuruje Zo, która na drugie piętro wejdzie SAMA, cóż ze zajmie to jakieś 10 minut.. Jesteśmy na górze, są okulary. Wychodzimy. Oj, nie tak prędko zdaje się sygnalizować płaczem Kluska.: czas na mleko! Jemy. Zosia na szczęście bawi się lego. Po 20 minutach wychodzimy. Znów Kluska na ręce, Zosia za rękę i mamy wózek. No nic ze nie zrobili nam podjazdu. Chętnie coś zniosę. Zawsze to jakiś trening dla figury młodej matki 

Chciałam ugotować botwinkę. Zosia utulona, śpi po pięciu kołysankach. Kluska wyczuła szansę. Jest zdecydowana i grozi: Albo mnie poprzytulasz albo ani Zosia nie pośpi, ani Ty nic nie zrobisz. Będę ryczeć! 
Wie czego chce, śpi jak aniołek na cycu 
😊

Poza prozą dnia codziennego, od dziś oduczamy Zo od pampersa. Za nami jedne mokre spodnie, jedne majtki, karton domek i kanapa. Pozdrawiamy z frontu (tak na wypadek gdybyście się zastanawiali czy jeszcze żyjemy).

 Jedno dziecko to Pikuś. Róbcie drugie, gwarantuje ze będzie dużo ciekawiej 
😁

niedziela, 10 maja 2015

Prison Break in Bułgaria





Nie robi się takich rzeczy, nie robi, Pamiętajcie- nie rodzi się najpierw w prywatnym szpitalu, a potem w publicznym, bo skala rozczarowania może nas zabić.. Ale po kolei.

Dwa lata  temu  jeden z majowych weekendów spędziłam w SPA, jakim jest polski szpital. Tak, polski szpital można dobrze wspominać. Zosia urodziła się w Szpitalu Malarkiewicza w Olsztynie. Miałyśmy własną salę, która dawała nam poczucie prywatności. Położne od pierwszej chwili po cc przychodziły pytać jak się czuję i czy potrzebuję pomocy.  Wszelkie leki przeciwbólowe podawano przez velflon, tak często jak były potrzebne. Do kubka wlewały ciepłą herbatę laktacyjną. W pokoju było nowe, elektryczne łóżko które pozwalało dostosować wysokość do wanienki z dzieckiem lub do zejścia, co po cc początkowo łatwe nie jest. Wanienka w sali pozwoliła Panu Tacie już w pierwszej dobie wykąpać Zosię. Od tej pory robi to codziennie. Oj, długo można by jeszcze wymieniać. Z pozytywnymi wspomnieniami, w roku 2015 Matka wylądowała w Szpitalu Publicznym.

Nasza majówka rozpoczęła się wcześniej. Do szpitala jechałyśmy z Zo taksówką, bo Pan Tata jeszcze był w pracy. Matkę badali, a Zosia przez godzinę zagadywała pielęgniarki na Izbie Przyjęć. Swoim uśmiechem i piosenkami zdobyła pół personelu. Niestety piętro wyżej nie było tak miło. Cztery godziny spędzone na porodówce, przed siedmioma salami do porodów upewniły mnie że cc to jedyny, słuszny sposób żeby "rodzić po ludzku" ;) 

Aleksandra urodziła się 2 maja. Przez cesarskie cięcie. Sześć godzin później wylądowałam w celi nr 277. Od tej chwili czułam się jak Michael z Prison Break. Od pierwszych minut obmyślałam plan ucieczki. Planów szpitala nie miałam w tatuażach na plecach, ale w siniakach na prawej ręce, po siedmiu nieudanych próbach włożenia velflonu poprzedniego dnia.

Strażniczki nie miały dobrego dnia, ani tym bardziej nocy. Pojawiły się dopiero nad ranem, więc radziłam sobie jakoś bez większej dawki przeciwbólowych i ich pomocy przy Oli. Nie ma to jak wykonywać swój zawód z pasją. Panie w białych fartuchach naprawdę dobrze radziły sobie jako strażniczki więzienne. Były niedostępne, niemiłe, opryskliwe. Gorzej, że w prawdziwym świecie są pielęgniarkami i chyba ich poziom empatii powinien być trochę wyższy. Dzięki twardej szkole życia w pierwszej dobie, już następnego dnia Matka biegała i zapomniała o bólu. Leki przeciwbólowe są dla mięczaków. Michael w Prison Break był twardzielem :) Plan ucieczki rósł z każdym zastrzykiem w rękę, siniała coraz bardziej. 

Najlepsi byli jednak współwięźniowie. Cela trzyosobowa. Izolatki były chyba zajęte ;) Na łóżku obok wylądowała laska, której facet jak się później okazało był Bułgarem. Niestety nie mam od niego adresu na super kwaterę i na wymarzone wakacje. Mam za to traumę.

 Oglądaliście "Krąg"? Pamiętacie dziewczynę, która wychodziła ze studni? Panna z łóżka obok właśnie taką preferowała fryzurę. Początkowo myślałam, że ma włosy rzucone na twarz i powłóczy nogami, trzymając przy tym ręce jak paralityczka po operacji. Niestety zostało jej tak do wypisu. Laska była chodzącym dowodem depresji poporodowej. Siedziała na łóżku bez słowa przez kilka godzin i patrzyła w ścianę, czasem rzucając złowrogie spojrzenie mi lub trzeciej dziewczynie z sali. Dzieckiem nie umiała się zająć. Mały płakał chyba pięć godzin bez przerwy a ona nic. Powiedziała mu tylko: Nie płacz, przecież trzy godziny temu jadłeś... Śmiała się i płakała na przemian. Myślałam, że przy próbie przebierania urwie mu głowę. Pewnie była studentką bo w godzinach odwiedzin (w naszym więzieniu to tylko 15-19) przychodziły jej koleżanki z mieszkania. Ich głównym zajęciem było robienie zdjęć telefonem. Nie przeszkadzało im, że Mały model przez te kilka godzin płakał... Leżał sobie w wanience i słuchał pytań: Dlaczego beczysz, masz gorszy dzień?

Poza studentkami przychodził też Bułgar. Już pierwsze odwiedziny dały nam do zrozumienia, że z niego istny ogier. Całował swoją pannę po nogach, łapał za tyłek kiedy szła do toalety i zniknął z nią tam na 40 minut. Tak, mowa o sali w szpitalu, a panna po cc. Ich dziecko w tym czasie zajęte było płaczem. Bułgar był też specjalistą w karmieniu piersią- wciskał cycek swej panny w usta dziecka z zaciętością większą niż nawiedzona pani od laktacji. Po odbiór dziecka przyjechał rowerem. W koszuli zapiętej na dwa dolne guziki. Po wejściu wytargał twarz swojej panny w bujnych włosach na klacie. Dla przypomnienia- wszystko to dzieje się w szpitalnej sali. Dziecko ubrali w pajacyka, bez spodni i czapki, bo jak Bułgar powiedział położnej: jest ciepło. Oczy położnej mogły być jeszcze większe jak się okazało. Bułgar przywiózł fotelik, a w foteliku dwa koce i jakaś kołderka. Położna prosi o wyjęcie rzeczy bo chce włożyć dziecko i przypiąć pasami, a Bułgar na to: ja pasów nie używam!!!!!!!!!!!! Fuck.

A matka w tym czasie, na łóżku obok udaje, że nie słyszy. Jak może pomaga lasce z "Krzyku". Może dzięki moim wskazówkom nie urwą dziecku głowy.  W 9 dni spędzonych w szpitalu przeczytała trzy książki i masę gazet. Ola spokojna jak Aniołek na szczęście nie zapamięta pierwszej majówki w życiu. Matka nie ma wyboru. Przeszczęśliwa, że już w domu ;)

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Nie ma opierdzielania się!





- Jak to jest mieć dzieci z tak małą różnicą wieku? - spytała Matka ponad rok temu koleżankę, która miała już dwóch synów.
- Na początku nie jest łatwo, po dwóch latach masz luzik - odpowiedziała z uśmiechem. 
Dziś się zastanawiam dlaczego wtedy nie zadałam pytania jak to jest być w ciąży, mając w domu dwulatka? Chyba nie wydawało mi się to trudne. O ja naiwna! Trzeba było zapytać. 

Zostało nam 10 dni toczenia się z brzuchem, w którym jak mówi Zosia jest Olaf. Tak, Olaf- pewnie taką ksywkę będzie miała Ola, bo Zosia ciągle tak mówi do brzucha. Pewnie się zdziwi, kiedy w domu pojawi się dzidzia, a nie śpiewający bałwan :D

Szczerze, nie mogę doczekać się finału i startu historii z Bobo vol 2 w roli głównej. Druga ciąża nie była dla mnie jakoś zbyt łaskawa. Końcówka stała się bardzo męcząca. Dopiero teraz, w ciąży po raz drugi zdałam sobie sprawę jak łatwo było być w ciąży po raz pierwszy. I serio dziewczyny, wykorzystajcie ten czas na leniuchowanie, czytanie, oglądanie filmów- co tam chcecie- później już takiej okazji nie będzie! Druga ciąża to o wiele większe wyzwanie.

Druga ciąża to taki dziewięciomiesięczny trening z trenerem indywidualnym. Jak mówi hardcorowy koksu: Nie ma opierdzielania się! W tej bajce koksem jesteś Ty, a Twój trener, chociaż nie ma jeszcze metra wzrostu  każdego dnia jest bardziej wymagający :)

Pierwsze trzy miesiące to pikuś. Brzucha nie masz, kilogramów nie przybywa. Tylko ta senność, zmęczenie. Spoko, twój trener nie da Ci się rozleniwić. Regularne, codzienne treningi nie dadzą Ci zbyt wiele czasu na leniuchowanie. Bo trzeba przecież, zaraz po pobudce, iść na spacer. Kto by o tym nie marzył? A po spacerze trzeba pojeździć kilka rund na różowym pchaczu z Myszką Miki. Nie zapominajcie jeszcze o klockach lego i zbudowaniu zjeżdżalni dla królika! Pół dnia zleciało. Trener się zmęczył. To sobie pośpi. A Ty w ramach relaksu, ugotujesz mu/jej obiadek (koniecznie z makaronem!). Sobie też możesz coś ugotować. Nastawisz pranie, wyprasujesz co trzeba i jeszcze zbierzesz wszystkie kolorowe przyrządy do ćwiczeń. Wygląda ciężko? Spokojnie, to rozgrzewka-  zobaczysz jak się zbiera zabawki z podłogi z 10 dodatkowymi kilogramami i ogromnym brzuchem. 

Przez kolejne miesiące powtarzasz sobie słowa hardcorowego koksa: Nie ma opierdzielania się! Do tego oglądając się w lustrze dodajesz po cichu: No tak, najpierw masa, potem rzeźba! Nie ma czytania książek o ciąży, gazetek dla mam, szukania zdrowej żywności w sklepie. Ba! Po sklepach to Ty nie chodzisz, bo trener jakoś wtedy chce na ręce, a brzuch już trochę ciąży. Zdecydowanie lepiej jest w parku! W parku, na huśtawce, na zjeżdżalni. Trener lubi się zabawić :) Dba przy tym o wszystkie partie Twoich mięśni. Marzysz o przerwie i odpoczynku? Możesz przymknąć oko za dnia i zasnąć zaraz po tym jak trener padnie wieczorem. Właśnie, wieczorami nie zapominaj przetańczyć 12 kawałków z płyty dla dzieci. Największe wyzwanie? Zatańcz z trenerem (a on robi to wyśmienicie!): Głowa,ramiona, kolana, pięty :D No co, że niby brzuch przeszkadza w dotykaniu pięty???  
-Mamusiu, nie tam!!!! Tam kolano!!!!!!!!!!


Masa jest, widzisz to codziennie. Jak masz pecha, a Matka tym razem ma, to są jeszcze inne widoczne oznaki ciąży. Skurcze łydek, żylaki nóg itp. Trener nie da Ci się nad sobą rozczulać. Znaczy, że za mało się ruszasz! Ostatnio dziadek, kupił mojej trenerce nowe narzędzie tortur- rowerek biegowy. I teraz przez pół dnia słyszę: Mamusiu rowerkiem! I tak chodzę za nią po domu bo przecież, jak ona jeździ to ja chodzę z drewnianą kaczką :) Keep calm....

I tylko czasem, cichutko i nieśmiało zapika aplikacja w telefonie i przypomni matce, że to już 36, 37, a może nawet 38 tydzień... 

Trener dwulatek to bestia. Wie czego chce. Na szczęście moja trenerka ceni też kulturę wysoką. Czasem robi nam przerwy na czytanie literatury. Ku uciesze Matki czytanie odbywa się na siedząco :) 

I kiedy moja trenerka śpi, a ja budzę się w nocy po raz 10 i nie mogę zasnąć, myślę sobie że to było długich 9 miesięcy. Ogromne wyzwanie. Poza tym wszystkim co powyżej za nami próby przygotowania Zosi na nadejście siostry. Plany planami, a życie swoje. Miała chodzić do żłobka i odzwyczaić się od Mamy, przeżyła dwa miesiące chorób z wizytami w szpitalu i przykleiła się do mnie jeszcze bardziej. Miała spać u siebie, śpi z nami bo liczyliśmy jej oddechy, a teraz ona sprawdza czy jesteśmy obok. Dobrze, że łóżko jest duże :) Zmieści się i Ola. Znaczy Olaf- jak mówi Zosia. 

Ostatnie 10 dni treningów z obciążeniem. Druga ciąża, z tak małym dzieckiem obok, bez babci czy niani to nie przelewki. Ale da się! Nie ma opierdzielania się!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




 Oczywiście róbcie dzieci- to sama przyjemność :D  


środa, 25 lutego 2015

Klub Malucha






2.02.2015 rok- pamiętna data, powiedział Pan Tata. Dodał jeszcze, że mu smutno po tym co usłyszał. Smutna też była babcia, która przez Skype, pytała jeszcze lekko zaczerwienioną od płaczu, a może już od zimna Zosię:
- Moja Malutka, płakałaś? Byłaś smutna? Babcia Cię kocha, nasza Słodka.


No widać, od razu, że oni nie czytali zbyt wiele porad jak przeżyć pierwsze dni w żłobku. Ewidentnie nie czytali. Matka czytała, Zosia czytała "Wspaniały dzień w przedszkolu". Nie na wiele się to jednak zdało... Ale od początku.

W pierwotnym planie mała Zosia miała uczęszczać do miejskiego żłobka w Olsztynie już od 15 miesiąca życia. Matka wiedziała, że wraca do pracy, a Zo idzie do żłobka. Poczytała, poszukała, dostała się jakoś, Zosia figurowała na liście szczęśliwców. Zanim jednak nastał wrzesień, Matka pracowała, a Zosią zajmowała się babcia. Babcia to jednak babcia- obeszło się bez płaczu. Chyba nawet po jakimś czasie to Matka chciała płakać z zazdrości, że Zo tak bardzo przywiązana jest do Babci. Kiedy mieliśmy kompletować wyprawkę okazało się, że czeka nas przeprowadzka do Poznania, a Zosia zostanie starszą siostrą. Żłobek poszedł w zapomnienie, brzuch rósł, a kartony powolutku znikały z widoku...

Szybko zleciało prawie pół roku w nowym mieście. Niestety pora roku nie sprzyja nawiązywaniu nowych znajomości na placu zabaw czy w piaskownicy.  Zosia stała się przez ten czas bardzo rezolutną, radosną, ciągle coś mówiącą dziewczynką. I cycem Mamy... W Święta nawet ukochana babcia i ciocia Adzia nie były tak fajne jak mama.

- Mamo!! Mamoooo! Mamo!
- Mamo wstać! Mamo choć!
- Z mamą, mama tu, Zosia tu! Czytamy :)
A Mama rośnie w siłę, brzuch coraz większy, siły mniej, a Ola już zaraz będzie obok. Myśl o tym jak to będzie kiedy w domu pojawi się kolejny Bobas zaczęła Matkę przerażać.

I właśnie wtedy postanowiliśmy poszukać Klubu Malucha. Po to aby Zosia miała kontakt z rówieśnikami. Jak piszą w mądrych książkach o rozwoju psychologicznym dziecka, dwulatek potrzebuje kontaktu  z innymi dziećmi. Uczy się interakcji, nawiązuje relacje w grupie, uczy się dzielić, szybciej się rozwija dzięki obserwacji innych dzieci.

Oczywiście, z drugiej strony, na forach piszą też matki stuprocentowe: "Oczywiście,  dzieci potrzebują kontaktu ale z matką. A nie jakiś żłobek. Wtedy dziecko jest odrzucone. No ale jakoś trzeba sobie tłumaczyć, że się je zostawia, co nie?". Ech...

W styczniu chodziłyśmy razem. Zosia nie bardzo bawiła się z innymi dziećmi. Raczej obok. Była jednak zaciekawiona nowym miejscem i w domu chętnie powtarzała zabawy z klubu. Coraz więcej opowiadała o podróży tramwajem, dzieciach i cioci Asi. Jednak wtedy Matka była obok.

Pierwszy tydzień nie był łatwy ani dla Matki, ani dla Zosi. Nie wiem, która bardziej płakała-  jedna głośno, podobno z przerwami; druga cichutko, w ukryciu. Przetrwałyśmy. W piątek Zosia nawet przybiegła uśmiechnięta i od razu opowiadała, że był spacel i zupa! Zupa mama! Zupa! Doooobla! Kamień spadł Matce z serca. 

W sobotę, jak już wiecie, pojawiła się gorączka i po tygodniu adaptacyjnym mieliśmy dwa tygodnie chorowania. Ale! Moi Drodzy! Od poniedziałku znów chodzimy do Klubu i powiem Wam, że jest super :D Zosia,co prawda, rano jeszcze trochę popłakuje ale potem już bawi się z dziećmi i kiedy po  nią przychodzę jest zadowolona. Opowiada co robiła, w domu tańczy i śpiewa jeszcze więcej :) Wraz z coraz częstszym  uśmiechem na buzi Zo, obawy Matki o słuszności podjętej decyzji stają się coraz rzadsze. Trzymajcie za nas kciuki!

niedziela, 22 lutego 2015

Kochanie, mama musi jednak wziąć jeden dzień wolnego...







- Kochanie, mama musi wziąć jednak jeden dzień wolnego - która z Was nie śmiała się oglądając reklamę jakiegoś tam środka  na przeziębienie, kiedy mała księżniczka z wrażenia upuszcza na podłogę swoją różdżkę? Ja nawet rechotałam! 

Matka już się nie śmieje, nawet nie uśmiecha. Mała Zosia nie ma co prawda różdżki i upuszczając ją nie trafiła ostrym końcem w oko matki, nie,  ale przez ostatnie dwa tygodnie opanowała taktykę wymuszania płaczem do perfekcji. I nauczyła się jeszcze całkowicie przyklejać do Matki. Matki, która drugie dziecko nosi w brzuchu bezustannie. Na brzuchu, jak się okazało, było jeszcze duuuużo miejsca dla Zosi. 


Do tej pory gdy ktoś mówił matce, że jego dziecko jest chore nie brała tego jakoś bardzo do siebie. Współczuła, oczywiście, ale dziś wie, że nie tak bardzo jak powinna! To była pierwsza nasza choroba w życiu. Zosia z gorączką, jak tykająca bomba, która nie znosi sprzeciwu i płacze o byle co, całymi dniami przyklejona do matki. Do tego znudzona wszystkim co ją otacza. Kaszląca w nocy, pod nadzorem czuwającej matki oczywiście, bojącej się, że Mała udusi się tym, co próbuje wykasłać. 

Do tego wszystkiego, Matka również postanowiła pochorować. Trzy dni cierpiała katusze próbując połknąć ślinę. Poddała się po kolejnej bezsennej nocy i zjadła antybiotyk. Ostatnie dwa tygodnie zepsuły wychowawcze starania Matki i wie, że to się na niej zemści. Chcąc wypić choć raz dziennie ciepłą herbatę, albo pomęczyć zupę przez słomkę pozwalała oglądać Zo filmiki na YouTube, włączała bajki na Disney Junior i dawała Kinder jajka. Zosia była zachwycona :) Tylko teraz chce tak mieć nadal. Najbardziej nieedukacyjny tydzień za nami. Przed nami powrót do dawnych zasad. Bolesny, jak już widzę. No ale, mam już siłę do walki- angina zwalczona! Siła się przyda, bo od poniedziałku wracamy do Klubu Malucha. Będzie ciężko.


 Gdyby nie Babcia HERO- matka umarłaby chyba już  w zeszły worek. 

Tak, Babcia uratowała sytuację. Bo jak byście nie wiedzieli, najlepiej choruje się mając obok mamę. Wiedziała o tym Zosia nie odstępująca mnie na krok, wiem o tym i ja, której mama przyjechała bez zastanowienia z Niemiec. Przez tydzień gotowała, piła z Zosią caffe 20 razy dziennie z plastikowej, różowej filiżanki, wyprowadzała psa i "w wolnych" (jak to sama nazwała) chwilach myła jeszcze okna i prasowała.... Kto ma szczęście mieć obok siebie mamę wie, że jej nic nie zastąpi. 


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Sofie's room




Wow!!!!! Kot, kot, hooo- hooo! Balon! Takie były pierwsze słowa mojej córki, zaraz po wejściu do jej nowego pokoju. Wnioskuję, że jej się podoba :) Całe wczorajsze popołudnie właśnie tam, a nie w salonie, jak to tej pory, czytałyśmy książeczki, śpiewałyśmy "stary niedźwiedź mocno śpi" i liczyłyśmy gwiazdki na suficie wyświetlane przez biedronkę od babci Doroty. 

Pierwsza noc za nami. Zosia chyba nawet nie zorientowała się gdzie śpi :) Póki co łóżeczko ma to samo. A my? No cóż. Przed zaśnięciem byliśmy w pokoju Zo kilka razy. Czy nie jest za ciepło? Czy nie za ciemno? Czy włączyliśmy lampkę? Czy drzwi są otwarte i ją usłyszymy? To nam zdecydowanie było trudniej. Wszyscy daliśmy jednak radę :) Dziś mamy za sobą także pierwszą dzienną drzemkę. Zosia obudziła się tam bez stresu :)

Jeśli chodzi o sam pokoik to udało nam się uzyskać naprawdę fajny efekt. Obrazki na ścianach spodobały się Zosi. Póki co odpuściłam alfabet ale nad stolikiem wisi drewniany napis z imieniem Zosi od cioci Edyci. Papierowe balony zawisły obok żyrandola i powiewają nad głową Małej. Znów sprawdziła nam się mata Skip-Hop. Zapewniła izolowaną przestrzeń do zabawy na podłodze. 




Spodobało mi się to urządzanie, więc za tydzień zmiany w sypialni :) W planach szycie i samodzielne malowanie napisów na poduszkach. Jak to wyjdzie zobaczymy. 

Póki co lecimy na pocztę wysyłać laurki dla Babć :)

czwartek, 8 stycznia 2015

Wielkie zmiany

Tydzień. Tylko tydzień. Tyle czasu zajmie firmie przgotowanie rolety. Wraz z tą roletą zmieni się wiele. Zaciemni ona pokój kiedy będzie trzeba, kiedy będziemy chciały wpuści do niego promienie słońca. Oby tego słońca było wiele :)

Leżąc w łóżku i wsłuchując się w jej każdy oddech dochodzący z malutkiego, białego łóżeczka zrozumiałam co znaczy być Matką. Pierwsze miesiące właściwie nie spałam, czuwałam, podbiegając do łóżeczka z prędkością światła gdy tylko wydawało mi się, że jej nie słyszę... Kilkadziesiąt razy przykładałam do brzuszka rękę, sprawdzając czy oddycha... Minęło prawie 20 miesięcy, a ja nadal każdej nocy słyszę jak Zosia oddycha. I chociaż teraz śpię spokojniej przyzwyczaiłam się, że Zo śpi obok.

Z początkiem maja w naszym domu pojawi się kolejna Mała Istota, kóra zapewne zawładnie naszym światem. I właśnie dlatego, ze łzami w oczach, Matka myśli o stworzeniu Zosi jej  własnego pokoju, w krótym nie tylko mieszkały będą pluszowe misie, drewniane klocki i szmaciana lala. W tym pokoju ma również spać Zosia... Myślimy o tym od miesięcy, Miesiące jakoś zleciały, a Zo nadal śpi w naszej sypialni. Razem z Tatą Zo zgodnie mileczeliśmy na ten temat, żyjąc w przeświadczeniu, że jeszcze szmat czasu.. Tylko ten czas jakoś szybko mija, bo termin drugiego porodu ma Matka na koniec kwietnia. Nie chcemy aby Zosia kojarzyła czas przeniesienia do drugiego pokoju, z czasem pojawienia się młodszej siostry. Wiemy, że spanie we czwórkę w sypialni może być kłopotliwe, bo Bobo2 pewnie będzie budzić Bobo1.


Żyrafa i małpki zostały w Olsztynie. W Poznaniu pokój Zosi wymaga dopracowania. Właściwie powstanie od początku. Ostatnimi czasy Zosia uwielbia siadać na wszystkich malutkich krzesełkach, które widzi. Dlatego też planujemy zakup jej własnego zestawu :)






Zabawki już są. Pozostaje kwestia kilku dekoracji. Planuję wykonać je samodzielnie. Póki co mam dwa pomysły:





 Zabieramy się za to już za tydzień. Mamy jeszcze tydzień. Tydzień spokoju wewnętrznego dla Matki....

środa, 7 stycznia 2015

Smile!

Wiecie co ostatnio stało się jednym z ulubionych zajęć Zo? Oglądanie albumów ze zdjęciami :) I  chociaż Matka drży o ich stan pozwala je oglądać kilka razy dziennie. Mała wskazuje wszystkie babcie, dziadków, ciocie. Uczy się nowych imion. I sprawia jej to ogromną radość. Matka bawi się przy tym równie dobrze. Patrząc na malutką Zosię uświadamiam sobie jak szybko mija czas... Jak ważna jest każda chwila spędzona wspólnie, jak szybko Zosia rośnie.

Róbcie zdjęcia swoim pociechom! Matka od urodzenia Zosi pstryka fotki. Jedne lepsze, drugie gorsze. Wszystkie ważne :) Co miesiąc zanoszę najlepsze do wywołania, a później wklejam je do albumów. Dzięki temu mam historię prawie dwóch lat ułożoną po kolei, a nie ukrytą gdzieś na komputerze. Już teraz oglądam je z łezką w oku. Za kilkanaście lat zrobię to z wielką radością :)

Poniżej 2014 na wybranych fotkach:













sobota, 3 stycznia 2015

2015 - kolejny rok na spełnianie marzeń!


Manio sprawdźmy czy i Ty możesz być Mikołajem :)
(foto świąteczne ale bardzo je lubię)


Nowy Rok, nowe wyzwania.Planujemy niedługo przenieść Zosię do jej pokoju. Żeby się przyzwyczaiła zanim Bobo2 będzie. No, a wczoraj, o 11 w nocy kładę ją w łóżeczku, włączam lampkę z gwiazdkami i wychodzę (zamiast ją tulić aż zaśnie jak do tej pory). Zo płacze. Minutę później Pan Tata mówi: idę jej nakręcę myszkę pozytywkę. No i wraca z Zosią na rękach mówiąc: Nie mogłem. Tak płakała i patrzyła w biedronkę.. Nie mogłem jej zostawić. Dziesięć minut póżniej Zo zasypia z nami, w salonie, wtulona we mnie jak wcześniej... Czuję, że będziemy tą rodziną, która zasypia we czwórkę w jednym łóżku, a później będziemy dzieci roznosić po łóżeczkach :)

Rok 2014 był zdecydowanie rokiem Zosi. Zawładnęła moim światem. Każdy miesiąc przynosił coś nowego. Kibicowaliśmy jej w każdej chwili. Dziś Zosia powtarza każde słowo. Stara się już  łączyć wyrazy i po swojemu opowiadać coś co jej się wydarzyło. Ma 19 miesięcy i jest niesamowita. Jest radosną, uśmiechniętą, mądrą i śliczną dziewczynką. 

Przed nami wiele wyzwań. Przede wszystkim praca nad charakterem ukochanej córki :) Przygotowanie jej na nadejście młodszej siostry... Już widzę, że nie będzie to łatwe ale mam nadzieję, że  sobie z tym poradzimy. Jakie mamy plany na Nowy Rok? Zapisujemy Zosię do Klubu Malucha tak aby miała kontakt z rówieśnikami. Więcej mówimy do niej po niemiecku bo już teraz mówi kilka słów i widać, że szybko to łapie :) W weekendy wracamy na basen. Nadal kreatywnie spędzamy każdy dzień, wzajemnie dając sobie radość. 

Matka musi się przyznać, że był to dla niej również rok męczący. Rok, w którym zatraciła umiejętność organizowania własnego czasu i chyba przestała stawiać sobie cele inne niż związane z dzieckiem. Dlatego właśnie, mimo tego że drugie Bobo w drodze (i znów Matka ma zamiar zwariować na jej punkcie), ma też zamiar powrócić do siebie takiej jak sprzed dziecka :) W Nowym Roku dla samej siebie znów zacznę planować dni i organizować je w kalendarzu, znajdę czas na naukę języka i fryzjera raz w tygodniu, a do tego zapiszę się na kurs fotografii! A co! Mam też zamiar dużo zdrowiej się odżywiać, więc planuję więcej eksperymentować w kuchni. Matka też musi się rozwijać :) Także trzymajcie za mnie kciuki. 

Nie obiecuję częściej pisać, ja wiem że będę! Mam już nawet plany na kolejne wpisy :) 

Matka życzy Wam aby ten Nowy Rok rozpalił w Was nadzieje i dał wiarę w cuda. Stawiajcie sobie nowe cele i realizujcie marzenia, bądźcie szczęśliwi! I nie bójcie się zmian :)

Pages - Menu