poniedziałek, 22 grudnia 2014

Merry Christmas!




Zostały dwa dni. Tylko dwa dni. Zosia zakochana w małej choince u cioci Adzi ciągle krzyczy "Kokołaj"  kiedy pan w czerwonej czapce pokazuje się w telewizji, albo na sklepowej wystawie. PraBabcia już lekko zmęczona gotuje, planując przy tym co będzie jeszcze gotowała jutro... Babcia Dorota właśnie wyruszyła z Niemiec i już jutro rano powie nam wszystkim- dzień dobry! Do tego jeszcze Wujek Sławek z rodzinką i Wiola z dzieciakami. Wszyscy już się szykują, a za dwa dni pojawią się u nas! Ależ super! 17 osób przy stole to będzie coś :) 

Prezenty spakowane, dziś wieczorem ubierzemy choinkę i udekorujemy cały dom. Jutro wspólnie będziemy gotować i piec. Cały rok czekam na Święta Bożego Narodzenia, uwielbiam czas kiedy odlicza się już tylko pojedyncze dni. Sama jestem wtedy dzieckiem, a kiedy słyszę WOW! Zosi widzącej choinkę i jeszcze TADAM! kiedy włączamy lampki uśmiech nie chce zejść z mojej twarzy:)

Już dziś życzę Wam wszystkim magicznych Świąt! Niech ta magia trwa jak najdłużej. Niech te kilka dni w gronie rodziny pozwoli Wam poczuć szczęście i miłość :)


czwartek, 4 grudnia 2014

December make my wish come true!





Nie wiem czy wiecie, że już o 4 nad ranem w Disney Junior puszczają  Calimero, Księżniczkę Zosię, a nawet Doktor Dosię? Lista hitów jest dłuuuga. Matka wie, że nie jest to lista najnowszych, czy najciekawszych amerykańskich seriali, ale uwierzcie, że jeśli nie śpicie od 23.00 do 5:00 i jakimś cudem nie jesteście na imprezie, a do tego jeszcze jesteście w ciąży, to i Calimero staje się tak ciekawy jak drugi sezon House of Cards! Dodatkowo Pan Tata, ciężko pracujący za dnia, postanowił zapaść na całkowitą głuchotę i sen zimowy jak u niedźwiedzia... A no i Matka postanowiła jeszcze zrealizować ciążowe marzenie Pana Taty! Przegońcie te brudne myśli;) To coś dużo bardziej przyziemnego ;)  W pierwszej ciąży się nie udało, nad czym Tata bardzo ubolewał. No to proszę, jest w drugiej! Matka rzyga. W 18 tygodniu, taka mi niespodzianka. 



Także uwierzcie mi na słowo - listopad  ciągnął nam się niemiłosiernie... Jednak, z dniem pierwszego grudnia Matka w magiczny sposób znów staje się dzieckiem. I ta malutka Izunia, razem z Zosią mieszka teraz w tekturowym domku. Wcina pierniczki i marcepana. Z pasją maluje ośmiornicę świecowymi kredkami. Wieczorami przez przymrużone oczy przygląda się kolorowym lampkom, które świecą na kalendarzu Adwentowym. Na szczycie kalendarza jest Mikołaj, przepraszam KOKOŁAJ, jak mówi Zosia. I on właśnie przygląda się tej całej zwariowanej rodzince szykując listę prezentów. Macie już swoją?



O tym co komu Mikołaj przynieść powinien przeczytać można na  wielu różnych blogach. Mała Iza też napisała już list do Kokołaja i po cichu liczy, że go przeczyta ;) 



Uwielbiam ten czas przed świętami, lubię dekorować mieszkanie, szukać prezentów, oglądać świąteczne filmy... Odkąd jest z nami Zosia nikt już nie może mi powiedzieć, że jestem za stara na bożonarodzeniowe bajki ;P I nikt już nam nie każe wyłączać świątecznych hitów, przy których tańcujemy we dwie, a może nawet trzy ;)  W grudniu jakoś mniej odczuwam zmęczenie i mam zdecydowanie więcej energii. Niech moc nas nie opuszcza :) 



 Dziś w Poznaniu rozpoczął się Jarmark Świąteczny! Także uciekamy na Stary Rynek.

Do posłuchania:

czwartek, 30 października 2014

I'm gonna be a big sister!




Możemy się Wam już chyba pochwalić kolejną wielką zmianą w naszym życiu :) Tak jakby ślub i przeprowadzka to było zbyt mało. No ale tak to już u nas jest, ze jak się dzieje to duuużo. Matka niestety nie zagląda tu ostatnio zbyt często, bo chyba straciła zdolność organizacji czasoprzestrzeni. A wszystko przez to, że jest w ciąży! Trzynasty tydzień już (albo i dopiero) leci. Bobo vol 2 machało nam ostatnio z brzucha :) Póki co wszystko jest ok i oby tak dalej!

Jak to jest być w ciąży po raz drugi, mając Zosię? Cudownie :) I zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Oczywiście nie ominęły Matki całodniowe mdłości tak jak i z Zo. Ale spoko, trwały tylko trzy miesiące i już chyba o nich zapominam :P Poza tym, tym razem nie obowiązują zasady: dużo spać, odpoczywać, jeść, nie biegać, nie dźwigać, nie nadwyrężać się. Codziennie staję przed dylematem: co zrobić podczas zosiowej drzemki?  Sen, prysznic, mycie i układanie włosów. czy ogarnianie mieszkania? Jeśli wygra sen, reszta czeka na kolejną drzemkę, a trzeba jeszcze coś sobie ugotować :) 
Dlatego zazwyczaj sen musi poczekać... I wieczorem, tak koło 19:00 Matka upycha w oczy zapałki żeby jeszcze trochę wytrzymać. Dziesięć razy dziennie powtarza sobie w myślach: miałaś nie brać jej na ręce! Tylko jak tu z Zo nie zatańczyć kiedy patrzy tymi wielkimi oczami kota ze Shreka? Jak nie nieść jej ze spaceru kiedy nie chce ruszyć z miejsca? Póki co ona wygrywa, a Bobo vol 2 dzielnie siedzi w brzuchu.  Co do brzucha- faktycznie mam wrażenie, że rośnie szybciej! 

Same w wielkim mieście staramy się nie dać mojemu zmęczeniu i jesieni. Także liczymy na wyrozumiałość :) Za jakiś czas ogarniemy sytuację i będziemy tu częściej! Co nowego poznańsko? Wiemy już gdzie jest czeska knajpa z dobrym żurkiem, wiemy gdzie serwują smaczne lody własnego wyrobu i jak piekny jest barokowy Kościół na Starym Rynku. Dziś spacerowałyśmy przy Starym Browarze, który jak się okazuje jest 10 minut drogi od domu. Faktycznie wygląda całkiem ładnie. Codziennie poznajemy coś nowego, codziennie przekonujemy się jak wiele jeszcze przed nami :)

niedziela, 19 października 2014

Sposób na sen



" Pewnie wiedziałaś, zanim założyłaś rodzinę, że brak snu ma fatalny wpływ na funkcjonowanie rodziców. Na szczęście ten okres w życiu nie trwa długo: po pewnym czasie dziecko dorasta i dobrze sypia. i tej prawdy musisz się trzymać". Tak zaczyna się książka, którą Matka Pracująca przeczytała właściwie jednym tchem. Książka trafiła do niej nie bez powodu. Ale od początku.

Kiedy Zo była maleńka po kąpaniu i karmieniu szczelnie owinięta w rożek zasypiała sama w łóżeczku już koło 19:00. Przez pierwsze miesiące to ja budziłam ją w nocy na karmienie co kilka godzin. Kiedy skończyła trzy miesiące przesypiała już całe noce. Dziecko Anioł :) W czwartym miesiącu dostała kolki i przez miesiąc usypiała po kilku godzinach płaczu w moich ramionach. Potem znów uczyliśmy się usypiania w łóżeczku. No ale wtedy usypiała już jakoś po 20.00 Przez ostatnie miesiące stała się jednak miłoścniczką długich wieczorów. Usypiała dobrze po 23.00, a ja padałam na twarz. Zdeterminowana postanowiłam znaleźć sposób na szybsze usypianie.

W teorii nie jest to trudne, chociaż przekłada się na styl wieczoru całej rodziny:
- godznę przed kąpielą  nie oglądamy telewizji, 
- przygaszamy światło,
- nie rozbawiamy bobasa, itd., itd,,

No jakby to ująć- Bobasowi się te zmiany nie spodobały, co dawał nam głośno do zrozumienia. I wtedy dostałam "Sposób na sen" Rachel Waddilove. Nie lubię poradników, nie czytam ich zbyt często, ale ta książka pokazała mi jak wiele składa się na czas zasypiania Bobasa. 

Do tej pory Zosia budziła się koło 7:00. Pierwszą drzemkę miała koło 10:00 lub 11:00. Potem spędzałyśmy czas na dworze, gdzieś do 16.30. Ostatnia drzemka, trwająca nawet dwie godziny zaczynała się więc koło 17:00. I jak się okazało stąd nasze wieczorne kłopoty. Od kilku dni działamy wg planu z książki. Pierwszego dnia, po kąpieli, butli już w sypialni, przy zgaszonym świetle i po pół godziny śpiewania kołysanek Zosia usnęła o 20.30! Wstała potem o 7.30 i o 10.00 położyłam ją nakolejną drzemkę. Do 14:00 się bawiłyśmy, spacerowałyśmy i o 15:00 znów drzemka. Póki co kładę się z nią i śpiewam. Potem przekładam do łóżeczka. Wczoraj po takim dniu wg planu, udało nam się ją połozyć o 21:00. Zobaczymy jak dzisiaj :) 

Chyba odzyskujemy wieczory dla nas! Fajnie :)
"Sposób na sen" polecam wszystkim rodzicom, którzy mają z tym problem. Książka analizuje dzieciaki od niemowląt do piątego roku  życia. Mi pomogła, może i Wam się uda!

czwartek, 16 października 2014

Dziś są moje urodziny




Tak, dziś Matka Pracująca świętuje urodziny! Och, jak inne są to urodziny od tych z czasów "nie bycia matką". Nie było toastów, nie było tortu (była domowa szarlotka babci!), imprezy też nie było jako takiej. 

Nie było w sumie na to ani czasu, ani sposobności. Bo powiem Wam moi mili- fajnie czytać życzenia urodzinowe na fb. Fajnie. Tylko Matka jest staromodna i dla niej fajniej by było poczuć uścisk ręki... Szkoda, że nawet Ci najbliżsi nie znaleźli czasu... Matka nie jest zła, nie. Smutna trochę.

Wieczorem Matce nawet łezka pociekła. Ale nie z powodu takich zwyczajnych urodzin. Historia jest bardziej skomplikowana. Wczoraj w nocy Matka dokonała odkrycia! Mianowicie: Da radę nucić milionową kołysankę, trzymając Bobasa w pozycji siedzącej (TYLKO- leżenie o trzeciej nad ranem boli!)i jeszcze zajadać przy tym suchy chleb. Da radę! Wczorajszej nocy ból wychodzących trójek nas pokonał... 

I dziś, w moje urodziny, kiedy śpiewałam Zosi kolejny raz:
"Królu mój, ty śpij, ty śpij a ja,
Królu mój, nie będę dzisiaj spać
Kiedyś tam będziesz mieć dorosłą duszę,
Ale dziś jesteś mała jak okruszek, który los zesłał nam...
Przypomniałam sobie, że kiedy byłam dzieckiem Mama zawsze śpiewała mi do snu, i zawsze piekła pyszny tort :) 
Ciekawe, czy Zosia zapamięta te wyjątkowe, wieczorne chwile... W sumie, odkąd mam Zosię urodziny obchodzę codziennie!

wtorek, 7 października 2014

Turystki




- I jak, jak wam się podoba? Jak Zosia w nowym mieszkaniu? Jak wam bez nas, tęsknicie? - takie telefony odbieramy codziennie. Fajnie, że jeszcze dzwonią. Oby jak najdłużej :) Stało się, Początek października był, nadal jest, początkiem wielkich zmian w naszym życiu. 

Pierwsze rozpakowane kartony to te z zabawkami. Pierwsze skręcone meble to łóżeczko i krzesełko do karmienia. Dzięki temu Zosia czuje się chyba najbardziej "u siebie". Biega po mieszkaniu z wózkiem sklepowym, w Parku Cytadela gra w piłkę, a na Starym Rynku gania gołębie. Jest szczęśliwa. Od wczoraj jeszcze bardziej, bo kurier dostarczył wysłaną przez ciocię Edycię myszkę. Tak, zapomnieliśmy przytulanki! 

Jak się tu czujemy? Jak turyści. I pewnie tak będzie jeszcze przez długi czas. Każdy spacer to nowa, nieznana jeszcze trasa. Każde miejsce jest nowe. Ale my lubimy odkrywać :)


Kiedy powiedziałam koledze z pracy, że wyprowadzam się do Poznania, i że planuję początkowo zostać z Zosią w domu zapytał: Czy ty się nie boisz, że zasiedzisz się w domu? I że potem to już wszystko stracisz, kariera ci przeleci?

Od wczoraj czytam wpisy spowodowane informacją o śmierci Anny Przybylskiej. Czytam je i prawie płaczę... I właśnie tak sobie myślę, że nie boję się, że coś stracę spędzając czas z moim dzieckiem. Ja się boję co by było gdyby tego czasu miało zabraknąć...

Wcale nie tak dawno temu uczyłam się funkcjonować jako Matka Pracująca. Przez te kilka miesięcy widziałam jak czas nieubłaganie pędzi. Jak Zosia rośnie prawie obok. Dziś, w nowym mieście uczę się na nowo organizować czas Matki w domu. Bawimy się, śpiewamy, tańczymy. Godzinami spacerujemy, póki jest taka ładna pogoda. Ktoś mnie spytał: Po co tak szalejesz, przecież Zosia i tak nie będzie tego pamiętała, przecież jest zbyt mała żeby to wszystko rozumieć. Bzdura! Jestem pewna, że wszystko to co robimy razem przekłada się na to jaka już jest Zosia i jaka będzie kiedyś. I mam zamiar wykorzystać jak najlepiej każdy nasz wspólny dzień!

środa, 24 września 2014

Poznań miasto know how








Przychodzi do Matki Pan Tata i mówi:
- Kochanie dostałem awans.
- Super, gratuluję!
- Ale musimy się przeprowadzić... ( tu chwila ciszy) do Poznania.

Choć Matka znana jest z tego, że ciągle coś mówi, w tamtej chwili zaniemówiła. Przez głowę przeleciało jej mnóstwo pytań: Ale jak to? Przecież w Olsztynie mam pracę, dopiero do niej wróciłam? Przecież tu mamy rodzinę? Przecież tu mamy mieszkanie? Przecież tu znamy wszystko! 

Właśnie, pomyślała Matka za kilka dni. Przecież Olsztyn znam od podszewki, wiem o nim wiele, jak nie wszystko. Wiem co się dzieje, a czego nadal brakuje. Wiem, gdzie są ciekawe miejsca i te mniej ciekawe też. Wiem jakie to miasto daje możliwości, a jakich niestety nie... 
I wtedy podjęłam decyzję: Jedziemy. 

Pan Tata, w którego wtulała się wieczorną porą Matka, objął ją mocno (kocham to, że przy nim nadal jestem mała i mogę ukryć się w objęciach :))  i powiedział wtedy:
- Dziękuję, gdybyś powiedziała, ze nie chcesz, nigdy bym tej propozycji nie przyjął. Jeśli coś robimy to tylko RAZEM. 

Pokochałam go w tej chwili jeszcze mocniej. 


 Pan Tata już od kilku dni urzęduje w naszym nowym mieszkaniu koło Starego Rynku. Tak, będziemy miały z Zo super bazę wypadową :) Matka nadal pracuje, do wtorku. A po pracy pakuje kartony. I ma kolejną refleksję- nie kupujmy tylu ubrań, gadżetów, pierdołek... Ile ja tego mam! O dziś we wszystkim panuje MINIMALIZM.

W życiu jest jak w kalejdoskopie, życie nas zaskakuje- dlatego jest takie piękne. Bo wiecie, wracając do pracy miałam plan przynajmniej na najbliższe dwa lata. Pracuję, Zo idzie do żłobka, Pan Tata robi to co robi, a za jakieś dwa lata staramy się o rodzeństwo dla Małej.
I znów będę w domu. A tu masz! 

Nie boję się tej zmiany, patrzę na nią jak na szansę. Z różnych powodów nie poszłam na studia do dużego miasta daleko od domu. Los dał mi szansę przekonać się jak to jest :) Wykorzystam ją jak najlepiej. Kto wie, gdzie będziemy za kilka lat?  

Dziś wiem, że wszystko się może zdarzyć :) W ostatnim czasie dostałam jeszcze jeden prezent od losu ale o tym  za jakiś czas :P Póki co, operacja pakowanie trwa!

PS. Zosia od kilku dni powtarza swoje imię! Zosia w jej wydaniu brzmi przesłodko!


poniedziałek, 1 września 2014

I mamy jesień!





Dzieje się u Matki, oj dzieje! Ostatnie tygodnie znów uświadamiają mnie, że w życiu nie wszystko idzie zgodnie  z planem jaki sobie ustaliliśmy. Często nas coś zaskakuje, ale o tym później. 

Niestety, nie wiem kiedy skończyło się lato. Z latem to tak jest, że przychodzi zawsze zbyt późno i zbyt szybko się kończy. (Nigdy nie przestanę marzyć o mieszkaniu w Grecji!) Tego lata Zosia zaczęła chodzić i mówić Mama. Tego lata codziennie chodziłyśmy na lody o smaku słonego karmelu i pokochałyśmy poranki z Calimero ;)

Mała Zo ma już 15 miesięcy i uwielbia rządzić. Pierwsze jesienne dni spędza u babci w ogrodzie, gdzie wspólnie z Nastką poznaje każdy zakamarek. Nic to, że Nastka nie wytrzymała naporu i upadła dociskana palcem w brzuszek, na którym ma Hello Kitty. Przecież dopiero się uczę dzielić zabawkami. Póki co najlepiej gdybym bawiła się wszystkimi na raz.

Kiedy są razem naprawdę jest zabawnie. Ostatnio nawet podały sobie ręce i dały buziaki- sukces. Wiem, że będą dobrymi siostrami. Dajmy im tylko trochę czasu. A Nastce jeszcze kilka lekcji z samoobrony :)




Zosia biega (tak, umie już biegać!) w niebieskich gumakach i kamizelce, a Matka wyszukuje jej jesienne rarytaski na allegro. Nadchodzi zmiana garderoby ;) 




piątek, 22 sierpnia 2014

Never change. Never. Ever.




Już po! Na początku muszę przyznać, że zdecydowanie nie jest łatwo balować do trzeciej nad ranem będąc matką. Nie ma jak odespać ;-)  Ale po kolei.

Matka wyszła za mąż i zaraz będzie tydzień jak jest żoną! No, "prawie żoną" to matka była już od kilku lat, więc jakoś tam sobie z tą sytuacją radzi :D

Jak było w dniu ślubu? Jednym słowem- ekstra! Udało się wszystko. Prawie spóźniliśmy się do Kościoła,  bo pół godziny wcześniej rozpętała się burza z gradem. Na szczęście udało mi się dobiec do domu i nie zmoknąć :) Do Kościoła jechałam w trampkach, różowe szpilki zakładałam w Kościele. Ksiądz na Mszy opowiadał kawały. Łezka w oku zakręciła się nam podczas przysięgi. Zosia usypiała na rękach u niezawodnej cioci Edyci i trochę u wujka Strażaka. Dzięki Kochani!

I chociaż salę na przyjęcie zmieniłam trzy dni przed, muszę powiedzieć, ze to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć!  Tańcowaliśmy do trzeciej nad ranem. Sprawdziła się własnoręcznie przygotowana księga gości, pompony z papieru, a po przemówieniu i piosence dla rodziców chyba wszyscy płakali. Nad Jeziorem Kortowskim zrobiliśmy mnóstwo zdjęć. 
Zosia zapytana teraz jak bawiła się na przyjęciu? Tańcuje z uśmiechem i klaska bez opamiętania :D


W miesiąc zorganizowałam wszystko tak jak chciałam. To był cudowny dzień! Nie udałby się jednak bez pomocy wielu osób. Dziękuję:

Mamie - za pomoc przy Zosi,
Pani Ani Szymańskiej- za ekstra fryzurę,
Kamili Szymańskiej- za śliczny makijaż,
Kwiaciarni Impresja- za kwiaty i dekoracje, 
Restauracji Przystań Kortowska- za wspaniałe przyjęcie, 
Jolantabt.pl - za cudne zdjęcia :)

To był dzień po mojemu. Od sukienki, kokardy w kropki przy wiązance, Adele śpiewającej pierwszą piosenkę, po przystojnego męża w granatowym garniturze :) Nawet teściowa pogratulowała nam przyjęcia :D


 To był piękny dzień. I tak na koniec, sobie przypominam słowa Alana z czwartej części Kac Vegas: Never change. Never. Ever ;) 
 

poniedziałek, 28 lipca 2014

Matka zapracowana





Matka wie, że nie pojawiała się tu już prawie lata świetlne. Wie, że powinna pisać częściej, ale serio, przez ostatnie dwa tygodnie tak wieloma sprawami musiała się zająć, że nie miała jak przyłożyć rąk do klawiatury w sprawach blogowych. Pisała dużo, owszem. Służbowo. Matka wybiera się w sierpniu na urlop. Urlop, w czasie którego ma zamiar wyjść za mąż. Już prawie wszystko w tej sprawie wybiegała. Przed urlopem i wyjściem za mąż, za Tatę Zo, Matka musiała jednak przygotować konferencję na blisko 200 osób, a potem jeszcze zająć się wizytą ambasadora. 

Jest ciekawie, przyznaję.  Ambasador właśnie zawitał i je lunch nad Jeziorem Kortowskim. Pracująca Matka lubi kiedy w jej pracy dużo się dzieje. Lubi, kiedy nim się zorientuje, na zegarku widać godzinę 15:00.  Tyle tylko, że ten galopujący czas nie chce zwolnić popołudniami...

Nim się Matka zorientowała minął prawie drugi miesiąc od kiedy pracuje. Zleciał chyba nawet szybciej niż pierwszy. Zo w tym czasie nauczyła się mówić SI- na gorący piekarnik, wołać AMMMM! kiedy jest głodna i biec przed siebie w parku. Każdego dnia zadziwia Matkę tym jak wiele już rozumie. W coraz bardziej widoczny sposób  artykułuje swoje potrzeby. Mówi kiedy chce jeść, pić czy spać. Złości się kiedy jej czegoś zabraniamy i cieszy kiedy ma to co chce. Wie  również, że Maniek wychodzi na spacer w szelkach, i że do szelek trzeba przypiąć smycz. Piszczy z radości kiedy może  go sama prowadzić. Ma dopiero 14 miesięcy, a zadziwia mnie każdego dnia :)

Najwspanialszą przygodą w życiu Matki Pracującej jest bezsprzecznie macierzyństwo.

czwartek, 17 lipca 2014

Coffe is the elixir of life





Matka ma dziś w oczach piach, duuużo piachu... Musi go jakoś odgarnąć i wcisnąć w jego miejsce zapałki. Wczoraj,  służbowo objadała się przesmaczną rybą, czarnym ryżem i jeszcze jakoś zmieściła bezę z mascarpone (po 21:00!), dziś marzy o drzemce.

Służbowym zadaniem Matki jest obecnie zorganizowanie konferencji na blisko 200 osób, ważnych osób. Służbowo Matka zwiedziła  Zamek w Lidzbarku (szczerze polecam! Piękne wnętrza i ciekawe wystawy sztuki), posłuchała organów w Świętej Lipce i uciekała przed komarami w Łężanach. Poznała świetnych ludzi z pasją i bardzo dobrze się bawiła. Dzień zakończyła wspomnianą wcześniej kolacją.

Jednak, kiedy ma się Bobasa dzień wcale nie kończy się po powiedzeniu "Do widzenia!". O nie. To byłoby zbyt proste. Zo spędziła ten dzień z Babcią (dzięki, Superiorze za Babcię!). Kiedy Matka wróciła Mała spała w łóżeczku. Godzinę od zamknięcia oczu Matki, Zo zauważyła, że mama jest obok i postanowiła się nią nacieszyć przez jakieś półtorej godziny. Potem o piątej była już wyspana i do 6.30 biegała z prezentem od Matki :)


Bycie Matką Pracującą jest fajne, lubię moją pracę. Tylko jeszcze muszę polubić kawę, bo bez niej będzie ciężko. Od chwili urodzenia Zosi mottem Matki jest, to że "SEN JEST DLA SŁABYCH", tego się trzymajmy :)


Wpadło w ucho: 




wtorek, 15 lipca 2014

Miał być ślub. Tylko ślub.



Należą Wam się wyjaśnienia. Nieobecność Matki jest trochę usprawiedliwiona. Nadal pozostaję matką, nadal pracującą- organizuje służbowo konferencję na blisko 150 osób, a do tego wymyśliła sobie ślub! Tak, swój własny!

Miał być mały. Tylko w Kościele, z obiadem dla najbliższych, bez długiej sukni i tańców do rana... Miał być mały, a wcale już taki nie będzie...
Miał być mały, a załatwiania jak przy wielkim.

Matka Matki i jej przyszła Teściowa nie rozumieją do końca pojęcia "PRZYJĘCIE". Wiedzą jednak jak przyciskać do ściany. Oglądały Shreka i znają sposób "na Kota w butach" ;) Będzie więc suknia, będzie muzyka, będzie tort. Na szczęście jeszcze wszystko w wersji light :)

A! Bo zapomniałam Wam powiedzieć- ślub za miesiąc! I Bogu dzięki, bo dłużej bym tego nie zniosła. Ślub będzie tematem nr 1 jeszcze tylko przez miesiąc, a potem znowu będę tylko zwykłą Matką Pracującą :)

Póki co nie mam jak pisać, bo wiszę na telefonie i odpowiadam na pytania:
-Obrączki są? A tort jaki? A dlaczego na tarasie?! A co z komarami??? A jak będziemy tańczyć? A dlaczego bez welonu? A suknia czemu nie długa? A garnitur czemu niebieski?!!!!! A włosy dlaczego nie upięte?? A jakie dekoracje? A dlaczego takie menu? A dlaczego tylko tylu gości?? A co po przyjęciu????? Aaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

10 lat od tego uciekałam. Nie uciekłam. 


Zagram im jeszcze na nosie. Różowe szpilki już mam! Ale o tym ci!!! To jeszcze tajemnica :-D


wtorek, 1 lipca 2014

Powiedz MAMA. TATA!





Ostatnio ktoś powiedział Matce: Czytam i czytam te twoje wpisy na blogu i się zastanawiam- gdzie jest w tym wszystkim Zosiowy tata? A no jest. Zo ma szczęście większe od jej mamy i tata jest blisko niej. Bliżej niż te 1235 km przez Polskę i pół Niemiec. Jest. Siedzi na fotelu obok. I  chociaż zdaniem matki zbyt często, na fotelu tatowym, siedzi jeszcze jego laptop i kalendarz służbowy, a w ręce którą akurat nie stuka w klawiaturę jest jeszcze komórka, to i tak TATA to ulubione, pierwsze słowo Zosi. 

 Dzień Ojca był już jakiś czas temu, pewnie z tej okazji POLITYKA wypuściła artykuł o tacierzyństwie. Wpadł mi do ręki dopiero dzisiaj. "Powrót taty"- bo taki ma tytuł jest strasznie powierzchowny, jakiś taki pusty, bez myśli przewodniej i dobrej puenty.  Autorka zwraca uwagę na trend, który w związku z wprowadzeniem urlopów tacierzyńskich, jest mocno promowany w mediach. "W miejsce tatusiów, którzy  nie wiedzieli, w której klasie jest ich dziecko, względnie w miejsce tych srogich, rozliczających, pojawili się ojcowie eksperci od noworodków. Zmieniający pieluchy, pochylający się nad wanienkami od kąpieli, ślęczący nad klockami na dywanach."  Jednak, chwilę później czytamy, że zbyt mocno zaangażowany w wychowanie dziecka ojciec staje się dla matki mało męski. " To ślepy zaułek. takie razem sprzątamy, razem gotujemy, robimy zakupy- wszystko razem. Owszem, tacy ludzie będą świetnymi partnerami, ale przestaną być kochankami"- tłumaczy w artykule prof. Lew Starowicz. Oba te stwierdzenia są dla mnie przerysowane, naciągane. 

W każdym domu istnieje inny podział obowiązków przy dziecku. Każdy inaczej przeżywa macierzyństwo i tacierzyństwo. Jestem pewna, że TATA kocha Zosię najmocniej jak potrafi. Potrafi inaczej niż MAMA. Sposób okazywania przez niego uczuć jest inny. Ale Zo i tak czuje tę miłość. To właśnie do Taty  przytuliła się po raz pierwszy, zaraz po wyjęciu z brzucha mamy. Tata wykąpał ją już w szpitalu i kąpie co wieczór, do dzisiaj. Mała uwielbia  te kąpiele, kiedy tata śpiewa naprędce wymyślone piosenki. Od kilku dni już sama biegnie do niego kiedy wraca z pracy. Wcześniej, z miejsca wykrzykiwała TATA, TATA!

I chociaż Matka chciałaby, aby tata spędzał z Zosią więcej czasu, żeby w końcu zaczął również zmieniać te cięższe pampersy :), żeby nie bał się karmić łyżeczką i żeby wychodził częściej na spacery, to Zo jest szczęśliwa z takim tatą jakiego ma. Piszą w POLITYCE tak: "Współczesna psychologia rozwojowa do pewnego stopnia potwierdza, że ojciec nigdy nie będzie tak dobry jak matka. Otóż w pierwszym, niemowlęcym okresie to matka ma priorytet w świecie dziecka. Najważniejszą osobą jest ta, która karmi, przytula, rozszyfrowuje intencje, wchodzi w kontakt". Jednak, wiem po sobie, że córeczka zawsze będzie córeczką tatusia ;-)

Ciężko o definicję idealnego ojca. Myślę, że każde dziecko ma swoją. Myślę, też że nie zawsze musi się ona pokrywać z definicją "ojca dla mojego dziecka" jaką ma w głowie mama. Kiedy MATKA była jeszcze tylko malutką Izą, jej tata zawsze miał dla niej czas. Chociaż do pracy wychodził wcześnie rano, zdążył jeszcze odśnieżyć drogę do szkolnego autobusu i pociągnąć nas do przystanku na sankach. I chociaż wracał późno, nie pamiętam żeby powiedział, że nie ma ochoty się bawić bo jest zmęczony. Zawsze przytulał gdy płakałam, śmiał się z żartów i gratulował sukcesów. Kochałam go jak bohatera. Bo miał dla mnie czas, zawsze. Teraz, kiedy życie poukładało się różnie, a on rozmawia ze mną tylko przez telefon, przyjeżdża raz do roku jest mi przykro. Nie ma dla mnie czasu, nie słucha. Tęsknię za tym tatą z dzieciństwa.

Bycia tatą, tak jak i mamą trzeba się nauczyć. Zgadzam się z autorką tekstu, że rolą ojca w pierwszym okresie życia dziecka nie jest USIŁOWANIE WEJŚCIA W ROLĘ MATKI, a WSPARCIE matki. Bo dobrym tatą jest się nie tylko wtedy, kiedy szczęśliwe jest z nim dziecko, ale i mama.   Mam nadzieję, że będziemy dla Zo rodzicami najlepszymi na świecie. Zawsze.



poniedziałek, 30 czerwca 2014

Slow down mummy...






 Zlew do mycia rąk powinien być montowany na klatce schodowej. Specjalnie dla Matek Pracujących. Zawsze kiedy wracam do domu i Zo mnie już zobaczy biegnie z uśmiechem, który znika kiedy ja chcę umyć ręce :) Zlew powinien być po drugiej stronie wejściowych drzwi. Zdecydowanie. 

Czasem kiedy tak stanie obok mnie, albo usiądzie na kolanach i spojrzy swoimi wielkimi oczkami mam wrażenie, że chce mi powiedzieć:

Slow down mummy, there is no need to rush,
slow down mummy, what is all the fuss?
Slow down mummy, make yourself a cup of tea.
Slow down mummy, come and spend some time with me.

Slow down mummy, let's put our boots on and go out for a walk,
let's kick at piles of leaves, and smile and laugh and talk.
Slow down mummy, you look ever so tired,
come sit and snuggle under the duvet and rest with me a while.

Slow down mummy, those dirty dishes can wait,
slow down mummy, lets have some fun, lets bake a cake!
Slow down mummy I know you work a lot,
but sometimes mummy, its nice when you just stop.

Sit with us a minute,
& listen to our day,
spend a cherished moment,
because our childhood is not here to stay! 

Tak Kochanie, dzięki  Tobie nauczyłam się doceniać każdą chwilę.





niedziela, 29 czerwca 2014

Mieć ciastko i zjeść ciastko




Przyłóź kciuk do środkowego palca i zrób PSTRYK! Tak szybko zleciał Matce pierwszy miesiąc, w którym to stała się Matką Pracującą. Tygodnie biegły chyba w maratonie, a weekendy chciały wykręcić najlepsze czasy na setkę. To właśnie w tym miesiącu, trzynastym miesiącu życia Zo zaczęła samodzielnie chodzić! Na szczęście wiedziała jak ważne są dla mamy pierwsze kroki i zaczekała z nimi do weekendu :) To właśnie w tym miesiącu Zo postanowiła płakać częściej z powodu wychodzących grupowo zębów. To właśnie teraz zaczęła mówić BRRRRRUM, za każdym razem kiedy mija nas na spacerze auto i klepać się po brzuszku pokazując jaki smaczny był obiadek. Nie wiem kto ma większy uśmiech, ja czy Zosia, za każdym razem kiedy ona robi coś nowego. Cudowna jest w dzieciach ta chęć odkrywania, która właśnie się w Zosi rodzi.

Matka też nauczyła się wiele przez ten miesiąc. Wiem już, że doba niestety nie jest z gumy, że czasem trzeba też trochę pospać- szczególnie jeśli poprzedniej nocy tańczyło się do szóstej rano :) Nawet najtwardsi muszą czasem odpocząć. Wiem też, że popołudniowe spacery z Zosią (szczególnie kiedy już pora mokra w Polsce minie) mogą być tak samo fajne jak te poranne- i dają Matce Pracującej poczucie, że nadal wiele łączy ją z dzieckiem. Wspólny czas tylko z Zosią po południu i w weekendy był mi bardzo potrzebny- bo jedną z rzeczy, która mnie w tym miesiącu przeraziła była myśl, że pracując tracę to przywiązanie do Zosi, które przez poprzedni rok nie pozwalało mi jej oddać nikomu, nawet na chwilkę. Teraz  łatwiej mi było wyjść z domu bez niej, łatwiej mi było zostawić ją mamie i pisać coś co musiałam zrobić do pracy...  Czas tylko dla nas, nas dwóch stał się dla mnie jeszcze cenniejszy, kiedy zdałam sobie z tego sprawę. 

Życie to ciągłe dylematy. Praca nie miała do mnie szczęścia w tym  miesiącu bo w biurze przez pierwszy tydzień był remont, potem sprzątanie, a jeszcze później wymiana schodów. Dzięki temu Matka mogła albo wcześniej wychodzić z pracy, albo pracowała z domu. I to doświadczenie pokazało jej coś ciekawego. Niech ci którzy myślą, że mając dziecko łatwiej jest pracować z domu, niż wychodzić do pracy porzucą swe złudne nadzieje! Niby fajnie bo nie musisz rano uciekać przed brzdącem i masz go zawsze obok siebie. Gorzej jeśli właśnie piszesz coś ważnego, dzwoni do ciebie ktoś i ustala szczegóły wizyty ambasadora u szefa, a Zosia właśnie drze się w niebogłosy bo przycięła sobie rękę drzwiczkami od zmywarki. Jeśli Bobas chodzi od tygodnia, pracować da się tylko kiedy śpi, bo przecież biegać trzeba. Mama jest w domu i wcale mnie nie interesuje, że ona pracuje zdalnie! Mama jest moja! Zdecydowanie wolę wyjść do biura i tam pracować- po to aby spacerować bez telefonu w ręku i laptopa pod wózkiem :)

Ech... Życie nie jest łatwe, szczególnie jeśli chce się od niego wiele. Jak mieć ciastko i zjeść ciastko? Jeszcze nie do końca to wiem, ale pracuję nad tym! Pierwszy miesiąc za mną!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Hej, wesele!





Matka pracująca na kilka dni ucichła. Bo na weselichu była! A że była świadkową, to jej głównym zadaniem było "obtańczenie" wszystkich gości! Melduję, że zadanie wykonane! Od pierwszego tańca matka nie schodziła z parkietu :) Szczerze, było to jedno z najfajniejszych wesel, na którym matka była :-) Wiadomo, to wesele mojej najlepszej przyjaciółki :)

Matka się wybawiła, wytańcowała i nasłuchała komplementów, które naładowały ją na cały przyszły miesiąc :) Pierwsza noc bez Zo. Zleciała strasznie szybko, bo matka nie pozwoliła sobie na zastanawianie się nad tym jak tam Zo. Była z babcią i dziadkiem i byłam pewna, że jest bezpieczna (dzwoniłam TYLKO dwa razy). 

Matka tańcowała do szóstej rano, spała pięć godzin, a później jeszcze śpiewała na karaoke :) A co! Jak się bawić, to się bawić! I powiem Wam, że każdej matce by się takie weselicho przydało przynajmniej raz w miesiącu :P Poczułaby się znów piękną kobietą, która nadal uwielbia się bawić- nie tylko klockami, czy pluszowym misiem, chociaż oczywiście lubi zabawę z dzieckiem. Czasem fajnie potańczyć z kimś kto sięga powyżej kolana :)

No ale nie tylko matka się bawiła! Bo oto po powrocie dowiedziała się, że Zo chodzi! I  jeszcze na dodatek trenuje teraz zakręcanie! Pierwsze kroki były na szczęście przy mnie, ale wtedy jeszcze były pojedyncze i nie pewne. Z dziadkiem u boku Zo przewędrowała cały pokój. Dziś wypuszcza się już na dłuższe wycieczki po całym mieszkaniu! 






środa, 18 czerwca 2014

Żłobek





Zo właśnie przeszła swoją pierwszą w życiu rekrutację! I to do tego pozytywnie! Właśnie odnalazłam ją na liście dzieci przyjętych do żłobka! I... No właśnie, i co ja teraz czuję? Hmmm... Nie wiem. Fajnie, bo przecież Babcia już zaraz wraca do Niemiec i  z kimś Zo musi zostać. Taki był przecież plan. Nie fajnie, bo jak ona się tam odnajdzie? 

Czytam w jednym z artykułów: "Psychologowie zalecają, by dziecko do trzeciego roku życia było pod opieką mamy, bo z nią czuje się najbezpieczniej i to jej potrzebuje najbardziej. Ich zdaniem na życie społeczne roczny czy dwuletni maluch nie jest jeszcze gotowy". Fuck, jestem złą matką. Polazłam do pracy za wcześnie.... Na kolejnej stronie widzę jednak zdanie: " Z całą pewnością już dwulatek potrzebuje towarzystwa innych dzieci. Zaczyna uczyć się bawić z rówieśnikami, odnajduje się w grupie. Takiego malca, nawet jeśli mama nie pracuje, dobrze byłoby choć na dwie, trzy godziny dziennie zostawiać w żłobku, żeby pozwolić mu na uspołecznienie. Bo choć dla mamy to wciąż maleństwo, dziecko w tym wieku chce już poznawać świat, a żłobek mu to umożliwia". I bądź tu człowieku mądry.

 Póki co mamy jeszcze dwa miesiące z babcią. Pani dyrektor żłobka zrobiła dziś na mnie pozytywne wrażenie. Miła, uśmiechała się do Zosi, zagadywała. W naszej grupie ma być 17 dzieci i 5 pań. To chyba luksus. Zo da radę- będzie tylko 16 potencjalnych przeciwników do pokonania w walce o zabawki, z której zapewne szybko nie zrezygnuje. I tylko 5 pań, na których wypróbuje swój urok osobisty, z wykorzystaniem wielkich oczu i długaśnych rzęs. Da radę, jestem pewna :)

Nie musi umieć jeść sama, nie musi sikać do nocnika. "Bierzemy wszystko jak jest, a później to się wypracuje"- powiedziała z przekonaniem Pani dyrektor. Musi znać jakieś metody o jakich ja nie mam pojęcia. Póki co, Zosia wytrzymuje próby na nocniku nie dłużej niż 30 sekund ;) Z jedzeniem też nie będzie lekko bo ze swoimi dwoma zębami nie poszaleje. Chociaż chętnie zjadłaby wszystko co zobaczy. 

Rozpoczynamy jednak małe przygotowania na wielkie zmiany. Próby na nocniku już są. Teraz jeszcze tylko dostosowanie do planu dnia jaki będzie w żłobku i nauka samodzielnego jedzenia. O tym jak nam poszło napiszę później.


Ostatnio coraz częściej tęsknię za tym czasem z pierwszych dni razem z Zo, kiedy to dylematem było spać, czy słuchać jak oddycha? Dam radę, to dopiero piąta noc z rzędu - myślałam :D Body na długi rękaw czy krótki- bo niby upał jest ale ona jeszcze taka malutka. To był piękny czas. Perspektywa pójścia do pracy była tak odległa, że aż mglista. A ja czułam się bezpiecznie. Dziś każdy niemal dzień to jakieś zmiany, dylematy.

Z tym żłobkiem też tak jest. Tak było i z powrotem do pracy. Nigdy nie będzie najlepszego momentu. Jeśli coś musi nastąpić, a my nie mamy wyjścia, jedyne co możemy zrobić to szukać plusów sytuacji.  My zdecydowaliśmy się na żłobek, ktoś inny poszuka niani. Jeszcze inna matka zostanie z dzieckiem do czasu przedszkola. Każdy z tych wyborów jest dobry jeśli my sami dobrze się z nim czujemy, jeśli nasze dziecko będzie szczęśliwe. 

Zo, da radę. Jest wystrzałowa, nie boi się innych ludzi, umie walczyć o swoje, wszystkim sprzedaje uśmiechy. Nie przeżywa  zbyt mocno rozłąki z mamą (gorzej mama ;P). Uwielbia tańczyć, ciągle gada i to coraz więcej, zaczyna chodzić. A jeśli tego będzie mało zawsze może ze sobą zabrać swojego kumpla Mania :) Maniek zaprowadzi tam porządek, a co!

wtorek, 17 czerwca 2014

Baba!





Jestem pewna, że jestem dla Zosi taką mamą jaką jestem, dzięki mojej mamie. To moja mama nauczyła mnie kochać, pokazała świat, nauczyła czytać i recytować wiersze. To dzięki temu jakie ja miałam dziecństwo, wiem jakie chce stworzyć dla Zo. To mama zawsze była z nami w domu, śpiewała piosenki, które ja dziś z radością wyśpiewuję w głos. To mama smażyła placuszki i naleśniki z twarogiem, które dziś robię i ja, i które pokochała moja Zo. 
Mama  wychowała naszą trójkę. W moim wieku miała już nas troje! Po nas zajmowała się jeszcze  dwiema dziewczynkami, które pokochał cały nasz dom. To właśnie wtedy nauczyłam się chyba najwięcej o opiece nad maluchem- znów patrząc na mamę. 

Dziś, kiedy ja wróciłam do pracy to moja mama zajmuje się Zosią. 

Co na to Zosia?
Zachwycona. Od pierwszego dnia została z Babcią bez jednej łzy. Tak jest do dzisiaj. Chyba cieszy się, że Babcia jednak nie jest płaska- bo do tej pory rozmawiała z nią codziennie na Skype ;) To babcia nauczyła ją robić PAPA! i KOCI KOCI ŁAPCI. Bawią się razem świetnie, spacerują, śpiewają, wcinają zupę z makaronem.  Jestem pewna, że tylko dzięki temu nie przepłakałam pierwszego tygonia w pracy. Zdecydowanie łatwiej zostać dziecku z kimś kogo zna :)

Są jeszcze inne plusy. Babcia jest u nas wcześnie rano. Ja mogę szykować się do pracy- z nianią nie byłoby tak łatwo. Babcia nie ma co robić kiedy Zo śpi, więc codziennie gotuje nam obiady :) Ma kategoryczny zakaz sprzątania, ale czasem nie może się opanować i wszystko uprasuje.

Przekonałam się, jednak że są i minusy tej sytuacji. Było mi trochę przykro kiedy wracałam, a Zo jakby nie zauważała mojego pwrotu. Czułam się niepotrzebna kiedy Babcia zostawała  u nas na cały dzień i nawet po moim powrocie zajmowała się Zosią. Czułam się zepchnięta na boczny tor. Na szczęście po tych kilku tygoniach sytuacja się poprawiła. Wypracowaliśmy kompromis :) Babcia jest u nas tylko do mojego powrotu, a potem zostajemy z Zo same i szalejemy w najlepsze :) 

Jak w każdej sytuacji potrzebny jest umiar. Babcia rano, Mama po południu- a Bobas przeszczęśliwy!

piątek, 13 czerwca 2014

Run Forest, run!




Ja wiem, że ostatnio cała Polska biega. Biegają nawet rodzice z dziećmi w wózkach, specjalnych joggerach. Tylko, ja się pytam dlaczego my musimy akurat biegać w deszczu?! Dzisiejsza ulewa złapała nas na Starym Mieście. Zo strasznie nudziła się pod arkadami, więc musiałam biec. To jej się akurat spodobało, bo jak już byłam przed domem ledwo łapiąc powietrze zorientowałam się, że śpi :) Ululało ją na kolejne dwie godziny. 

Dzisiejsza doba okazała się jednak zbyt krótka. Sprawy służbowe, jakieś urzędy, małe zakupy, dużo zabawy z Zo, tarta warzywna na obiad i okazało się, że już jest wieczór. Jutro ruszamy do stolicy, więc trzeba było się jeszcze spakować, a to nie jest łatwe ;) Nigdy nie było, a z Bobasem jest jeszcze ciekawiej :)

Z utęsknieniem czekamy na dobrą pogodę, bo wtedy zamiast biegać- odpoczywamy na kocyku! Pikniki w mieście- tak to misie lubią najbardziej!


Jutro dłuższy wpis. Wpis o prawdziwym Skarbie ;) Dziś idę spać i w myślach układac playlistę na jutrzejszą podróż. Przecież w aucie trzeba z Zosią śpiewać!



czwartek, 12 czerwca 2014

Rodzicu, myśl!

Sytuacja z wczoraj: Jedziemy we dwie autem. Zo siedzi z tyłu, jak zawsze. Nagle zaczyna przeraźliwie płakać. Patrzę co się stało, a ona wbiła sobie pod oko roletkę z okna!! Metalowa końcówka była ze cztery milimetry od oka... Mała płacze, oko puchnie, a pod czerwona krecha od metalu. Nie mogę się zatrzymać bo jestem na środkowym pasie. Jedyne co robię to jadąc odczepiam to dziadostwo z okna i jak najszybciej szukam miejsca do zaparkowania. Oko na szczęście całe. Spuchnięte. Rana się zagoi. Zo zapomniała o sprawie. Ale ja nie.

Dawno temu, na szybko kupiłam tandetne tacki na okna- różowe, z księżniczkami- innych w sklepie nie było, a słońce waliło mi w dzieciaka. Nie spodobały się tacie, to wymienił na to czarne badziewie. I tak wisiało. Od początku dół nie chciał przykleić się do auta. Wisało sobie i nic się nie działo, ale Zo urosła i postanowiła się tym pobawić. I o mało nie straciła oka!

Czyja to wina, nie rozstrzygnęliśmy od wczoraj, ale to mniej ważne. Na szczęście Zo w oko nie trafiła. Morał z tego taki: Rodzice powinni myśleć szybciej niż dziecko, to rodzice mają zapewnić mu bezpieczne warunki do poznawania świata. A atesty, świadczące o bezpieczeństwie na rzeczach dla dzieci nie są tylko po to aby podnieść ich cenę...

Jeśli chodzi o temat samochodowy to jeszcze jedno- nigdy nie zostawiajcie dzieci w aucie w takie upały! Nawet na minutę! Nie ma tu wytłumaczenia- roztargnienie, pośpiech, a może zwyczajna głupota. W mediach mówi się o tym od lat- nie zostawiaj zwierząt w aucie, nie zostawiaj w nim dziecka. A jednak takie sytuacje się zdarzają. Przeraża mnie to. Szczerze. Rodzicu, myśl!

Zobacz co dzieje się z dzieckiem w rozgrzanym aucie:



poniedziałek, 9 czerwca 2014

Pracująca matka – jak sobie poradzić z poczuciem winy?




Weekendy są zdecydowanie za krótkie, szczególnie kiedy odróżnia się je od pozostałych dnie tygodnia! Niestety w pierwszy weekend po powrocie do pracy musiałam rozstać się z Zo na cały dzień, bo czeka ją szczepienie i nie mogła z nami jechać na komunijne przyjęcie. Dziś już poniedziałek, a ja nadal walczę z wyrzutami sumienia i poczuciem winy, że mam dla niej tak mało czasu :( 

Prawdą okazuje się usłyszane gdzieś powiedzenie, że "serce matki zawsze będzie bardziej przy dziecku niż w pracy". No ale nie ma wyjścia i trzeba sobie z tym jakoś radzić! W "Zwierciadle" znalazłam listę zasad, których mam zamiar się trzymać :)  


1. Uświadom sobie, że twoje poczucie winy jest iluzją. Nic złego nie zrobiłaś, twoje poczucie winy nie ma realnej przyczyny. To jest raczej zamęczanie siebie działalnością krytyka wewnętrznego. Bądź tego świadoma i oderwij się od negatywnych myśli. Kiedy się na nich złapiesz, oddychaj głęboko i pozwól im odejść.

2. Bądź mamą na 100 proc. po pracy. To pomaga – pełne angażowanie się w macierzyństwo, kiedy jesteśmy z dzieckiem.I nie chodzi tutaj o nadrabianie zaległości w prasowaniu, raczej o zabawę z dzieckiem, rozmowę z nim, wspólne aktywności, po prostu bycie.

3. Pożegnaj się z perfekcjonizmem. Nie musisz być idealną mamą, wystarczy, że będziesz dobrą. W żadnym wypadku nie porównuj się z innymi matkami, które są ponoć lepsze od ciebie. 

4. Użyj mantry. Na przykład: Wszystko robię najlepiej, jak umiem i to jest wszystko, co mogę zrobić. Powtarzaj ją zwłaszcza wtedy, kiedy o czymś zapomnisz lub coś ci się nie uda.

5. Proś o pomoc. Podzielcie się sprawiedliwie domowymi obowiązkami z partnerem. Jeśli masz możliwość, zaangażuj w opiekę nad dzieckiem także babcię lub dziadka. Staraj się tak zorganizować sobie czas, żeby poza zajmowaniem się pracą i domem, mieć chwilę tylko dla siebie. To najskuteczniejszy sposób psychicznej regeneracji.

6. Rozwijaj przyjaźnie z innymi mamami. Przejrzenie się w lustrze, jakim są inne kobiety w takiej samej sytuacji jak ty, może złagodzić odczuwanie poczucia winy. Poczujesz, że nie jesteś sama w swoich uczuciach.

7. Doceń doświadczenie oddzielenia. Zrozum, że fakt, że dziecko jest pod opieką kogoś innego niż ty, ma swoje pozytywy. Dziecko zyskuje inną perspektywę na życie, poznaje świat, doskonali samodzielność psychiczną i poznaje wyjątkowość waszej więzi.

8. Bądź dla siebie życzliwa. Ciesz się własną siłą, elastycznością, odwagą, pogodą ducha. Nie każdy potrafi tak jak ty, łączyć pracę z wychowaniem dziecka. Doceń się za to głęboko.



Prawdą jest, że wszystko zależy od naszego, własnego nastawienia, od tego jak radzi sobie z rozstaniem Bobas, od tego czy jest ktoś kto nam pomoże. O plusach (tak, są i plusy tej sytuacji- choć na początku ich nie widać :P) napiszę w kolejnym poście.  

Jak Wy radzicie sobie z powrotem do pracy?  Co dla Was okazało się trudne? Co Was zaskoczyło? 


sobota, 7 czerwca 2014

Gadki Pracującej Matki





Masz dziecko, jedno dziecko - opiekując się nim siedzisz w domu i czasem sobie myślisz, że nie ogarniasz? Nie pamiętasz kiedy ostatnio jadłaś ciepły obiad  na siedząco, masz wrażenie, że mieszkasz na placu zabaw, poznałaś nowatorski sposób strzepywania ubrań tak aby nie trzeba było ich prasować, a może nawet nauczyłaś się już rozmawiać przez telefon, trzymać Bobasa na ręku, a drugą robić mleko? Brawo. Wydaje Ci się, że to szczyt możliwości? O nie! Poziom MASTER osiągniesz po powrocie do pracy!

Po bezsprzecznie najpięknieszym  ale i najbardziej nieprzewidywalnym roku z Zo, po tych dwunastu miesiącach misji MAMA, nadszedł dzień kiedy należało pójść do pracy. A więc poszłam. Szczerze powiem, bez przekonania. Sama nie wiem co czułam pierwszego dnia. Tych dni minęło już siedem. Od siedmiu dni jest to misja MAMA PRACUJĄCA.

Przeczytałam ostatnio: "U nas funkcjonuje społeczna pułapka: nie wracam do pracy, ale zostaję w domu, bo chcę być z dzieckiem, to słyszę, że jestem mało ambitna; wracam do pracy – jestem wyrodną matką, bo przecież wracam późno do domu; łączę oba i wtedy słyszę komentarze: kobieto, jak ty wyglądasz? Chcesz przestać podobać się mężowi? Spójrz na inne zadbane kobiety!” Czy jest jeden prawidłowy tor, którym powinna kroczyć matka? Nie bardzo. Ale to dotyczy naszego społeczeństwa. Bo we wszystkich bardziej tradycyjnych kulturach ten tor jest, przez co wiadomo, co trzeba robić, żeby być dobrym rodzicem. U nas jest ten problem, że takich torów jest bardzo dużo; nie wszystkie się też ze sobą zgrywają. Zależy więc, czy akurat przebywamy wśród feministek czy na przykład konserwatystów, to usłyszymy dwa zupełnie różne modele wychowania". 

Opinie innych nie są dla mnie na szczęście, aż tak istotne. Niestety, największą pułapką okazały się własne myśli i wyrzuty sumienia. Bo kiedy wracam do domu Mała wcale tak bardzo się nie cieszy, w dzień bawi się z Babcią tak dobrze, że mojej nieobecności jakby nie zauważyła. Wydaje się być torchę rozdrażniona jakby była zła za to, że ją zostawiłam... Głupie, wiem. 

Co robi Matka Pracująca aby sama przed sobą wypadła lepiej? Kiedy tylko wraca z pracy, wyskakuje ze szpilek i z wielkim uśmiechem bierze na ręce swoje Maleństwo. Wymyśla najbardziej wyszukane zabawy plastikowymi grzechotkami i ochoczo odkręca pchacz, którym Zo po raz setny wjechała w ścianę. Mama pracująca z pasją czyta książkę o Filemonie, a w kolejnej szuka rudego kota. Radośnie rusza na popołudniowy spacer, a później tańczy i śpiewa "Czarne jagódki". Po kąpieli łaskocze i gania Malucha po wielkim łóżku, a ona śmieje się do rozpuku. Matka Pracująca po raz już chyba milionowy przytula i śpiewa kołysankę o piernikowym królu. A kiedy tylko Mała uśnie, Matka Pracująca bierze się za mycie podłóg, wstawianie prania, prasowanie i pieczenie wegańskiego brownies. I po tym wszystkim może dopiero powiedzieć, że jest szczęśliwa ;-)

Pages - Menu