poniedziałek, 30 czerwca 2014

Slow down mummy...






 Zlew do mycia rąk powinien być montowany na klatce schodowej. Specjalnie dla Matek Pracujących. Zawsze kiedy wracam do domu i Zo mnie już zobaczy biegnie z uśmiechem, który znika kiedy ja chcę umyć ręce :) Zlew powinien być po drugiej stronie wejściowych drzwi. Zdecydowanie. 

Czasem kiedy tak stanie obok mnie, albo usiądzie na kolanach i spojrzy swoimi wielkimi oczkami mam wrażenie, że chce mi powiedzieć:

Slow down mummy, there is no need to rush,
slow down mummy, what is all the fuss?
Slow down mummy, make yourself a cup of tea.
Slow down mummy, come and spend some time with me.

Slow down mummy, let's put our boots on and go out for a walk,
let's kick at piles of leaves, and smile and laugh and talk.
Slow down mummy, you look ever so tired,
come sit and snuggle under the duvet and rest with me a while.

Slow down mummy, those dirty dishes can wait,
slow down mummy, lets have some fun, lets bake a cake!
Slow down mummy I know you work a lot,
but sometimes mummy, its nice when you just stop.

Sit with us a minute,
& listen to our day,
spend a cherished moment,
because our childhood is not here to stay! 

Tak Kochanie, dzięki  Tobie nauczyłam się doceniać każdą chwilę.





niedziela, 29 czerwca 2014

Mieć ciastko i zjeść ciastko




Przyłóź kciuk do środkowego palca i zrób PSTRYK! Tak szybko zleciał Matce pierwszy miesiąc, w którym to stała się Matką Pracującą. Tygodnie biegły chyba w maratonie, a weekendy chciały wykręcić najlepsze czasy na setkę. To właśnie w tym miesiącu, trzynastym miesiącu życia Zo zaczęła samodzielnie chodzić! Na szczęście wiedziała jak ważne są dla mamy pierwsze kroki i zaczekała z nimi do weekendu :) To właśnie w tym miesiącu Zo postanowiła płakać częściej z powodu wychodzących grupowo zębów. To właśnie teraz zaczęła mówić BRRRRRUM, za każdym razem kiedy mija nas na spacerze auto i klepać się po brzuszku pokazując jaki smaczny był obiadek. Nie wiem kto ma większy uśmiech, ja czy Zosia, za każdym razem kiedy ona robi coś nowego. Cudowna jest w dzieciach ta chęć odkrywania, która właśnie się w Zosi rodzi.

Matka też nauczyła się wiele przez ten miesiąc. Wiem już, że doba niestety nie jest z gumy, że czasem trzeba też trochę pospać- szczególnie jeśli poprzedniej nocy tańczyło się do szóstej rano :) Nawet najtwardsi muszą czasem odpocząć. Wiem też, że popołudniowe spacery z Zosią (szczególnie kiedy już pora mokra w Polsce minie) mogą być tak samo fajne jak te poranne- i dają Matce Pracującej poczucie, że nadal wiele łączy ją z dzieckiem. Wspólny czas tylko z Zosią po południu i w weekendy był mi bardzo potrzebny- bo jedną z rzeczy, która mnie w tym miesiącu przeraziła była myśl, że pracując tracę to przywiązanie do Zosi, które przez poprzedni rok nie pozwalało mi jej oddać nikomu, nawet na chwilkę. Teraz  łatwiej mi było wyjść z domu bez niej, łatwiej mi było zostawić ją mamie i pisać coś co musiałam zrobić do pracy...  Czas tylko dla nas, nas dwóch stał się dla mnie jeszcze cenniejszy, kiedy zdałam sobie z tego sprawę. 

Życie to ciągłe dylematy. Praca nie miała do mnie szczęścia w tym  miesiącu bo w biurze przez pierwszy tydzień był remont, potem sprzątanie, a jeszcze później wymiana schodów. Dzięki temu Matka mogła albo wcześniej wychodzić z pracy, albo pracowała z domu. I to doświadczenie pokazało jej coś ciekawego. Niech ci którzy myślą, że mając dziecko łatwiej jest pracować z domu, niż wychodzić do pracy porzucą swe złudne nadzieje! Niby fajnie bo nie musisz rano uciekać przed brzdącem i masz go zawsze obok siebie. Gorzej jeśli właśnie piszesz coś ważnego, dzwoni do ciebie ktoś i ustala szczegóły wizyty ambasadora u szefa, a Zosia właśnie drze się w niebogłosy bo przycięła sobie rękę drzwiczkami od zmywarki. Jeśli Bobas chodzi od tygodnia, pracować da się tylko kiedy śpi, bo przecież biegać trzeba. Mama jest w domu i wcale mnie nie interesuje, że ona pracuje zdalnie! Mama jest moja! Zdecydowanie wolę wyjść do biura i tam pracować- po to aby spacerować bez telefonu w ręku i laptopa pod wózkiem :)

Ech... Życie nie jest łatwe, szczególnie jeśli chce się od niego wiele. Jak mieć ciastko i zjeść ciastko? Jeszcze nie do końca to wiem, ale pracuję nad tym! Pierwszy miesiąc za mną!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Hej, wesele!





Matka pracująca na kilka dni ucichła. Bo na weselichu była! A że była świadkową, to jej głównym zadaniem było "obtańczenie" wszystkich gości! Melduję, że zadanie wykonane! Od pierwszego tańca matka nie schodziła z parkietu :) Szczerze, było to jedno z najfajniejszych wesel, na którym matka była :-) Wiadomo, to wesele mojej najlepszej przyjaciółki :)

Matka się wybawiła, wytańcowała i nasłuchała komplementów, które naładowały ją na cały przyszły miesiąc :) Pierwsza noc bez Zo. Zleciała strasznie szybko, bo matka nie pozwoliła sobie na zastanawianie się nad tym jak tam Zo. Była z babcią i dziadkiem i byłam pewna, że jest bezpieczna (dzwoniłam TYLKO dwa razy). 

Matka tańcowała do szóstej rano, spała pięć godzin, a później jeszcze śpiewała na karaoke :) A co! Jak się bawić, to się bawić! I powiem Wam, że każdej matce by się takie weselicho przydało przynajmniej raz w miesiącu :P Poczułaby się znów piękną kobietą, która nadal uwielbia się bawić- nie tylko klockami, czy pluszowym misiem, chociaż oczywiście lubi zabawę z dzieckiem. Czasem fajnie potańczyć z kimś kto sięga powyżej kolana :)

No ale nie tylko matka się bawiła! Bo oto po powrocie dowiedziała się, że Zo chodzi! I  jeszcze na dodatek trenuje teraz zakręcanie! Pierwsze kroki były na szczęście przy mnie, ale wtedy jeszcze były pojedyncze i nie pewne. Z dziadkiem u boku Zo przewędrowała cały pokój. Dziś wypuszcza się już na dłuższe wycieczki po całym mieszkaniu! 






środa, 18 czerwca 2014

Żłobek





Zo właśnie przeszła swoją pierwszą w życiu rekrutację! I to do tego pozytywnie! Właśnie odnalazłam ją na liście dzieci przyjętych do żłobka! I... No właśnie, i co ja teraz czuję? Hmmm... Nie wiem. Fajnie, bo przecież Babcia już zaraz wraca do Niemiec i  z kimś Zo musi zostać. Taki był przecież plan. Nie fajnie, bo jak ona się tam odnajdzie? 

Czytam w jednym z artykułów: "Psychologowie zalecają, by dziecko do trzeciego roku życia było pod opieką mamy, bo z nią czuje się najbezpieczniej i to jej potrzebuje najbardziej. Ich zdaniem na życie społeczne roczny czy dwuletni maluch nie jest jeszcze gotowy". Fuck, jestem złą matką. Polazłam do pracy za wcześnie.... Na kolejnej stronie widzę jednak zdanie: " Z całą pewnością już dwulatek potrzebuje towarzystwa innych dzieci. Zaczyna uczyć się bawić z rówieśnikami, odnajduje się w grupie. Takiego malca, nawet jeśli mama nie pracuje, dobrze byłoby choć na dwie, trzy godziny dziennie zostawiać w żłobku, żeby pozwolić mu na uspołecznienie. Bo choć dla mamy to wciąż maleństwo, dziecko w tym wieku chce już poznawać świat, a żłobek mu to umożliwia". I bądź tu człowieku mądry.

 Póki co mamy jeszcze dwa miesiące z babcią. Pani dyrektor żłobka zrobiła dziś na mnie pozytywne wrażenie. Miła, uśmiechała się do Zosi, zagadywała. W naszej grupie ma być 17 dzieci i 5 pań. To chyba luksus. Zo da radę- będzie tylko 16 potencjalnych przeciwników do pokonania w walce o zabawki, z której zapewne szybko nie zrezygnuje. I tylko 5 pań, na których wypróbuje swój urok osobisty, z wykorzystaniem wielkich oczu i długaśnych rzęs. Da radę, jestem pewna :)

Nie musi umieć jeść sama, nie musi sikać do nocnika. "Bierzemy wszystko jak jest, a później to się wypracuje"- powiedziała z przekonaniem Pani dyrektor. Musi znać jakieś metody o jakich ja nie mam pojęcia. Póki co, Zosia wytrzymuje próby na nocniku nie dłużej niż 30 sekund ;) Z jedzeniem też nie będzie lekko bo ze swoimi dwoma zębami nie poszaleje. Chociaż chętnie zjadłaby wszystko co zobaczy. 

Rozpoczynamy jednak małe przygotowania na wielkie zmiany. Próby na nocniku już są. Teraz jeszcze tylko dostosowanie do planu dnia jaki będzie w żłobku i nauka samodzielnego jedzenia. O tym jak nam poszło napiszę później.


Ostatnio coraz częściej tęsknię za tym czasem z pierwszych dni razem z Zo, kiedy to dylematem było spać, czy słuchać jak oddycha? Dam radę, to dopiero piąta noc z rzędu - myślałam :D Body na długi rękaw czy krótki- bo niby upał jest ale ona jeszcze taka malutka. To był piękny czas. Perspektywa pójścia do pracy była tak odległa, że aż mglista. A ja czułam się bezpiecznie. Dziś każdy niemal dzień to jakieś zmiany, dylematy.

Z tym żłobkiem też tak jest. Tak było i z powrotem do pracy. Nigdy nie będzie najlepszego momentu. Jeśli coś musi nastąpić, a my nie mamy wyjścia, jedyne co możemy zrobić to szukać plusów sytuacji.  My zdecydowaliśmy się na żłobek, ktoś inny poszuka niani. Jeszcze inna matka zostanie z dzieckiem do czasu przedszkola. Każdy z tych wyborów jest dobry jeśli my sami dobrze się z nim czujemy, jeśli nasze dziecko będzie szczęśliwe. 

Zo, da radę. Jest wystrzałowa, nie boi się innych ludzi, umie walczyć o swoje, wszystkim sprzedaje uśmiechy. Nie przeżywa  zbyt mocno rozłąki z mamą (gorzej mama ;P). Uwielbia tańczyć, ciągle gada i to coraz więcej, zaczyna chodzić. A jeśli tego będzie mało zawsze może ze sobą zabrać swojego kumpla Mania :) Maniek zaprowadzi tam porządek, a co!

wtorek, 17 czerwca 2014

Baba!





Jestem pewna, że jestem dla Zosi taką mamą jaką jestem, dzięki mojej mamie. To moja mama nauczyła mnie kochać, pokazała świat, nauczyła czytać i recytować wiersze. To dzięki temu jakie ja miałam dziecństwo, wiem jakie chce stworzyć dla Zo. To mama zawsze była z nami w domu, śpiewała piosenki, które ja dziś z radością wyśpiewuję w głos. To mama smażyła placuszki i naleśniki z twarogiem, które dziś robię i ja, i które pokochała moja Zo. 
Mama  wychowała naszą trójkę. W moim wieku miała już nas troje! Po nas zajmowała się jeszcze  dwiema dziewczynkami, które pokochał cały nasz dom. To właśnie wtedy nauczyłam się chyba najwięcej o opiece nad maluchem- znów patrząc na mamę. 

Dziś, kiedy ja wróciłam do pracy to moja mama zajmuje się Zosią. 

Co na to Zosia?
Zachwycona. Od pierwszego dnia została z Babcią bez jednej łzy. Tak jest do dzisiaj. Chyba cieszy się, że Babcia jednak nie jest płaska- bo do tej pory rozmawiała z nią codziennie na Skype ;) To babcia nauczyła ją robić PAPA! i KOCI KOCI ŁAPCI. Bawią się razem świetnie, spacerują, śpiewają, wcinają zupę z makaronem.  Jestem pewna, że tylko dzięki temu nie przepłakałam pierwszego tygonia w pracy. Zdecydowanie łatwiej zostać dziecku z kimś kogo zna :)

Są jeszcze inne plusy. Babcia jest u nas wcześnie rano. Ja mogę szykować się do pracy- z nianią nie byłoby tak łatwo. Babcia nie ma co robić kiedy Zo śpi, więc codziennie gotuje nam obiady :) Ma kategoryczny zakaz sprzątania, ale czasem nie może się opanować i wszystko uprasuje.

Przekonałam się, jednak że są i minusy tej sytuacji. Było mi trochę przykro kiedy wracałam, a Zo jakby nie zauważała mojego pwrotu. Czułam się niepotrzebna kiedy Babcia zostawała  u nas na cały dzień i nawet po moim powrocie zajmowała się Zosią. Czułam się zepchnięta na boczny tor. Na szczęście po tych kilku tygoniach sytuacja się poprawiła. Wypracowaliśmy kompromis :) Babcia jest u nas tylko do mojego powrotu, a potem zostajemy z Zo same i szalejemy w najlepsze :) 

Jak w każdej sytuacji potrzebny jest umiar. Babcia rano, Mama po południu- a Bobas przeszczęśliwy!

piątek, 13 czerwca 2014

Run Forest, run!




Ja wiem, że ostatnio cała Polska biega. Biegają nawet rodzice z dziećmi w wózkach, specjalnych joggerach. Tylko, ja się pytam dlaczego my musimy akurat biegać w deszczu?! Dzisiejsza ulewa złapała nas na Starym Mieście. Zo strasznie nudziła się pod arkadami, więc musiałam biec. To jej się akurat spodobało, bo jak już byłam przed domem ledwo łapiąc powietrze zorientowałam się, że śpi :) Ululało ją na kolejne dwie godziny. 

Dzisiejsza doba okazała się jednak zbyt krótka. Sprawy służbowe, jakieś urzędy, małe zakupy, dużo zabawy z Zo, tarta warzywna na obiad i okazało się, że już jest wieczór. Jutro ruszamy do stolicy, więc trzeba było się jeszcze spakować, a to nie jest łatwe ;) Nigdy nie było, a z Bobasem jest jeszcze ciekawiej :)

Z utęsknieniem czekamy na dobrą pogodę, bo wtedy zamiast biegać- odpoczywamy na kocyku! Pikniki w mieście- tak to misie lubią najbardziej!


Jutro dłuższy wpis. Wpis o prawdziwym Skarbie ;) Dziś idę spać i w myślach układac playlistę na jutrzejszą podróż. Przecież w aucie trzeba z Zosią śpiewać!



czwartek, 12 czerwca 2014

Rodzicu, myśl!

Sytuacja z wczoraj: Jedziemy we dwie autem. Zo siedzi z tyłu, jak zawsze. Nagle zaczyna przeraźliwie płakać. Patrzę co się stało, a ona wbiła sobie pod oko roletkę z okna!! Metalowa końcówka była ze cztery milimetry od oka... Mała płacze, oko puchnie, a pod czerwona krecha od metalu. Nie mogę się zatrzymać bo jestem na środkowym pasie. Jedyne co robię to jadąc odczepiam to dziadostwo z okna i jak najszybciej szukam miejsca do zaparkowania. Oko na szczęście całe. Spuchnięte. Rana się zagoi. Zo zapomniała o sprawie. Ale ja nie.

Dawno temu, na szybko kupiłam tandetne tacki na okna- różowe, z księżniczkami- innych w sklepie nie było, a słońce waliło mi w dzieciaka. Nie spodobały się tacie, to wymienił na to czarne badziewie. I tak wisiało. Od początku dół nie chciał przykleić się do auta. Wisało sobie i nic się nie działo, ale Zo urosła i postanowiła się tym pobawić. I o mało nie straciła oka!

Czyja to wina, nie rozstrzygnęliśmy od wczoraj, ale to mniej ważne. Na szczęście Zo w oko nie trafiła. Morał z tego taki: Rodzice powinni myśleć szybciej niż dziecko, to rodzice mają zapewnić mu bezpieczne warunki do poznawania świata. A atesty, świadczące o bezpieczeństwie na rzeczach dla dzieci nie są tylko po to aby podnieść ich cenę...

Jeśli chodzi o temat samochodowy to jeszcze jedno- nigdy nie zostawiajcie dzieci w aucie w takie upały! Nawet na minutę! Nie ma tu wytłumaczenia- roztargnienie, pośpiech, a może zwyczajna głupota. W mediach mówi się o tym od lat- nie zostawiaj zwierząt w aucie, nie zostawiaj w nim dziecka. A jednak takie sytuacje się zdarzają. Przeraża mnie to. Szczerze. Rodzicu, myśl!

Zobacz co dzieje się z dzieckiem w rozgrzanym aucie:



poniedziałek, 9 czerwca 2014

Pracująca matka – jak sobie poradzić z poczuciem winy?




Weekendy są zdecydowanie za krótkie, szczególnie kiedy odróżnia się je od pozostałych dnie tygodnia! Niestety w pierwszy weekend po powrocie do pracy musiałam rozstać się z Zo na cały dzień, bo czeka ją szczepienie i nie mogła z nami jechać na komunijne przyjęcie. Dziś już poniedziałek, a ja nadal walczę z wyrzutami sumienia i poczuciem winy, że mam dla niej tak mało czasu :( 

Prawdą okazuje się usłyszane gdzieś powiedzenie, że "serce matki zawsze będzie bardziej przy dziecku niż w pracy". No ale nie ma wyjścia i trzeba sobie z tym jakoś radzić! W "Zwierciadle" znalazłam listę zasad, których mam zamiar się trzymać :)  


1. Uświadom sobie, że twoje poczucie winy jest iluzją. Nic złego nie zrobiłaś, twoje poczucie winy nie ma realnej przyczyny. To jest raczej zamęczanie siebie działalnością krytyka wewnętrznego. Bądź tego świadoma i oderwij się od negatywnych myśli. Kiedy się na nich złapiesz, oddychaj głęboko i pozwól im odejść.

2. Bądź mamą na 100 proc. po pracy. To pomaga – pełne angażowanie się w macierzyństwo, kiedy jesteśmy z dzieckiem.I nie chodzi tutaj o nadrabianie zaległości w prasowaniu, raczej o zabawę z dzieckiem, rozmowę z nim, wspólne aktywności, po prostu bycie.

3. Pożegnaj się z perfekcjonizmem. Nie musisz być idealną mamą, wystarczy, że będziesz dobrą. W żadnym wypadku nie porównuj się z innymi matkami, które są ponoć lepsze od ciebie. 

4. Użyj mantry. Na przykład: Wszystko robię najlepiej, jak umiem i to jest wszystko, co mogę zrobić. Powtarzaj ją zwłaszcza wtedy, kiedy o czymś zapomnisz lub coś ci się nie uda.

5. Proś o pomoc. Podzielcie się sprawiedliwie domowymi obowiązkami z partnerem. Jeśli masz możliwość, zaangażuj w opiekę nad dzieckiem także babcię lub dziadka. Staraj się tak zorganizować sobie czas, żeby poza zajmowaniem się pracą i domem, mieć chwilę tylko dla siebie. To najskuteczniejszy sposób psychicznej regeneracji.

6. Rozwijaj przyjaźnie z innymi mamami. Przejrzenie się w lustrze, jakim są inne kobiety w takiej samej sytuacji jak ty, może złagodzić odczuwanie poczucia winy. Poczujesz, że nie jesteś sama w swoich uczuciach.

7. Doceń doświadczenie oddzielenia. Zrozum, że fakt, że dziecko jest pod opieką kogoś innego niż ty, ma swoje pozytywy. Dziecko zyskuje inną perspektywę na życie, poznaje świat, doskonali samodzielność psychiczną i poznaje wyjątkowość waszej więzi.

8. Bądź dla siebie życzliwa. Ciesz się własną siłą, elastycznością, odwagą, pogodą ducha. Nie każdy potrafi tak jak ty, łączyć pracę z wychowaniem dziecka. Doceń się za to głęboko.



Prawdą jest, że wszystko zależy od naszego, własnego nastawienia, od tego jak radzi sobie z rozstaniem Bobas, od tego czy jest ktoś kto nam pomoże. O plusach (tak, są i plusy tej sytuacji- choć na początku ich nie widać :P) napiszę w kolejnym poście.  

Jak Wy radzicie sobie z powrotem do pracy?  Co dla Was okazało się trudne? Co Was zaskoczyło? 


sobota, 7 czerwca 2014

Gadki Pracującej Matki





Masz dziecko, jedno dziecko - opiekując się nim siedzisz w domu i czasem sobie myślisz, że nie ogarniasz? Nie pamiętasz kiedy ostatnio jadłaś ciepły obiad  na siedząco, masz wrażenie, że mieszkasz na placu zabaw, poznałaś nowatorski sposób strzepywania ubrań tak aby nie trzeba było ich prasować, a może nawet nauczyłaś się już rozmawiać przez telefon, trzymać Bobasa na ręku, a drugą robić mleko? Brawo. Wydaje Ci się, że to szczyt możliwości? O nie! Poziom MASTER osiągniesz po powrocie do pracy!

Po bezsprzecznie najpięknieszym  ale i najbardziej nieprzewidywalnym roku z Zo, po tych dwunastu miesiącach misji MAMA, nadszedł dzień kiedy należało pójść do pracy. A więc poszłam. Szczerze powiem, bez przekonania. Sama nie wiem co czułam pierwszego dnia. Tych dni minęło już siedem. Od siedmiu dni jest to misja MAMA PRACUJĄCA.

Przeczytałam ostatnio: "U nas funkcjonuje społeczna pułapka: nie wracam do pracy, ale zostaję w domu, bo chcę być z dzieckiem, to słyszę, że jestem mało ambitna; wracam do pracy – jestem wyrodną matką, bo przecież wracam późno do domu; łączę oba i wtedy słyszę komentarze: kobieto, jak ty wyglądasz? Chcesz przestać podobać się mężowi? Spójrz na inne zadbane kobiety!” Czy jest jeden prawidłowy tor, którym powinna kroczyć matka? Nie bardzo. Ale to dotyczy naszego społeczeństwa. Bo we wszystkich bardziej tradycyjnych kulturach ten tor jest, przez co wiadomo, co trzeba robić, żeby być dobrym rodzicem. U nas jest ten problem, że takich torów jest bardzo dużo; nie wszystkie się też ze sobą zgrywają. Zależy więc, czy akurat przebywamy wśród feministek czy na przykład konserwatystów, to usłyszymy dwa zupełnie różne modele wychowania". 

Opinie innych nie są dla mnie na szczęście, aż tak istotne. Niestety, największą pułapką okazały się własne myśli i wyrzuty sumienia. Bo kiedy wracam do domu Mała wcale tak bardzo się nie cieszy, w dzień bawi się z Babcią tak dobrze, że mojej nieobecności jakby nie zauważyła. Wydaje się być torchę rozdrażniona jakby była zła za to, że ją zostawiłam... Głupie, wiem. 

Co robi Matka Pracująca aby sama przed sobą wypadła lepiej? Kiedy tylko wraca z pracy, wyskakuje ze szpilek i z wielkim uśmiechem bierze na ręce swoje Maleństwo. Wymyśla najbardziej wyszukane zabawy plastikowymi grzechotkami i ochoczo odkręca pchacz, którym Zo po raz setny wjechała w ścianę. Mama pracująca z pasją czyta książkę o Filemonie, a w kolejnej szuka rudego kota. Radośnie rusza na popołudniowy spacer, a później tańczy i śpiewa "Czarne jagódki". Po kąpieli łaskocze i gania Malucha po wielkim łóżku, a ona śmieje się do rozpuku. Matka Pracująca po raz już chyba milionowy przytula i śpiewa kołysankę o piernikowym królu. A kiedy tylko Mała uśnie, Matka Pracująca bierze się za mycie podłóg, wstawianie prania, prasowanie i pieczenie wegańskiego brownies. I po tym wszystkim może dopiero powiedzieć, że jest szczęśliwa ;-)

Pages - Menu